Centurion
Po udanych odłowach w końcu udaliśmy sie do naszego docelowego miejsca. Podjechaliśmy pod domek, rozpakowaliśmy sie i zmieniliśmy wode rybom. Nadchodziła noc i musieliśmy sie spieszyć, bo w tym miejscu niestety nie było elektryczności ani wody.
Prąd zapewniały baterie, a wode lokalne rzeki. Z uwagi na fakt iz w tym okresie była susza - od kilku dni nie padało - nie było wody nagromadzonej w beczkach, więc trzeba było jezdzić sie umyć do pobliskiego potoku - nota bene tego samego gdzie sa odławiane słynne mysle na cały świat Gymnogenys Labiatus sp Blue Yirebalato oraz prawdziwe Austaloherosy Red Ceibal.
W głowie mej zaczał zatem kszatłtować sie obraz samochodu, za którym po trzech dniach bycia w tym miejscu=nie mycia, ciągnie sie mega zajebisty zapach swojski
Oczywiście przesadzam - ostatniego dnia skorzystaliśmy z potoku - jak juz ryby odłowiliśmy
, a tak poważnie to nie byliśmy jedynymi którzy tak robili. Jak nie ma wody do mycia z nieba, to ziemia zapewnia alternatywe - wszyscy zatem tak robili. Widzicie dla nich to najzwyklejsze rybeczki, a dla nas były to okazy na skale swiatową
Nie mniej jednak bedąc tam zaczeliśmy zastanawiac sie gdzie bedziemy spać. Felipe uprzedzał nas że warunki bedą spartańskie, ale niekt nie mógł sobie ich jakoś wyobrazić. W koncu nadeszła ta chwila i ukazał nam sie za traw opuszczony 50 lat temu domek,lub coś co z niego zostało
, a w nim uprzatnięty pokój i trzy łóżka.
Noc nadeszła szybko. Na niebie pojawiła sie droga mleczna - coś pięknego, kiedy patrzycie sie w niebo, a wokoło jest ciemno jak w d...., nawet sasiada stojącego obok nie widać - poprostu mega ciemno - a niebo rozświetlaja miliony gwiazd.
Wóczas zapaliła nam sie żaróweczka ze nie mamy latarek!!!
Noc była ciężka bo Ken chrapie jak cholera, a Mat wstał po ciemku zeby sie załatwić jakoś nad ranem i zamiast w drzwi wszedł w ściane, czego efektem było postawienie pozostałych na nogi. Katastrofa.
śniadanie było iście królewskie, ale szybkie. Wszyscy myśleli nie o jedzeniu a o napiciu sie kawy - duuuuuzo kawy.
Jakoże rzeczka w której zaczeliśmy odłowy była możnaby ująć - jak rzut kamieniem - nie spieszyło nam sie. Spokojnie zebraliśmy sie i podjechaliśmy w wyznaczone miejsce. Równie szybko zaczeliśmy odławiać. sPoro złapaliśmy labaitusów i tylko 7 Ausraloherosów.
Byliśmy troche zawiedzeni, ale co tam - Labiatusy były celem, a reszta dostawką
Potem podjechaliśmy nad lagune, gdzie mieliśmy odławiać Geophagusy sf. Braziliensis Centurion - nie mylić z tymi co są dostepne w ciagłym handlu
.
Ta laguna była piekna, ale trzeba było sie szybko zwijać, bo gdzie krowy, konie i woda, tam muchy końskie. Biorac pod uwage ukrop i te nieszczesne muchy perspektywa bycia baaaardzo pogryzionym nikomu sie nie usmiechała. Podzieliliśmy sie i każdy coś łapał dla kogoś:-) ja osobiście łapałem crenicichle Saxatillis na podbierak - złapałem 6 sztuk, w tym dwie dobrane pary - podebrane innymi słowy na jeden raz
- wielkość około 20 cm. Pływały w gestwinie roslin wodnych i polowały na tetry i geophagusy, których była tam masa - szczególnie malutkich. Widac było, ze duże egzemplarze połyneły w głąb laguny, natomiast maluchy pozostały na płyciznach.
Pozostali łowili na wędke i na siatke narzutową. Felipe i Pedro zaciągali na płyciźnie sieć, tak na wszelki gdyby odłowy sie nie udały tak jak sobie życzyliśmy.
Oczywiście oni złowili najwięcej
Nie ma co pisać co złapaliśmy: z ciekawostek - pierwszy raz widziałem na oczy Hopliasa Malabaricusa. Ten złapany w sieci miał jakieś 25cm i nikt nie chciał go nawet dotykać.
Felipe miał z nim przygodę - na szczęscie wszystko skończyło sie dobrze - rybka odgryzła jedynie Felipe kawałek jego buta, ale chciała co innego
. Te ryby sa tak zdesperowane i wygłodniałe najwyraźniej, że jak wsadzilismy siatke do wody, obciążona kamieniem, to ją przegryzły i dzieki temu część crenicichli które odłowiliśmy wróciło do jeziorka. Bardzo trzeba uważać na te ryby i mieć dobre obuwie.
Swoją droga wczęsniej pokazywałem Wam węża, którego złapalismy - też nalezy bardzo uważać będąc w wodzie.
Udało nam sie złowić ładna pare Geophagusów - i mam nadzieje mieć z nich młode
Wieczorem wróciliśmy do naszego hoteliku - o prysznicu nie było mowy
Czekał na nas rozgrzany grill, lokalne wino, które kupiliśmy w sklepie w Melo i duuzo piwka. światło powstało z akumulatora. Jako głównym i jedynym daniem była jagnięcina z grilla - słodycz w ustach. Musze Wam powiedzieć, ze jakbym miał to zjeść w restauracji, to pewnie bym sie nie zdecydował, a powiem Wam dlaczego, bo jagnięcina z grila ma zupełnie inny smak niżeli smażona, czy gotowana - tak twierdza znawcy
[
attachment=1734][
attachment=1727][
attachment=1732][
attachment=1735][
attachment=1728][
attachment=1733][
attachment=1729][
attachment=1730][
attachment=1731][
attachment=1736]