15-01-2015, 01:02 AM
Aaa, jak już tak głęboko jedziemy wspominkami, to przypomina mi się taka historia z tamtych czasów.
Byłem wtedy Głogowianinem (jakby nie patrzeć połowa życia), W tamtych odległych czasach jedynym sklepem zoologicznym był sklep na ul. Mickiewicza, żeby tam dotrzeć trzeba było maszerować z buta przez pół miasta. Tak, tak młodzieży, kiedyś wszędzie chodziło się pieszo. I kiedyś w gdy już dochodziłem do sklepu na przeciwko szedł starszy pan, któremu wypadł z torby słoik, stłukł się a na betonie wylądował dorodny naskalnik regana. Rany, w tamtym czasie to był prawdziwy rarytas. Nie pamiętam dokładnie ale na pewno udało się go ocalić. Utkwiło mi to w pamięci bo przez długi czas odwiedzający sklep akwaryści podziwiali ten jedyny egzemplarz jako prawdziwy rarytas, w dodatku strasznie drogi. Kto by pomyślał, że tak się wszystko pozmienia i będziemy mieli ryby z odłowu. W tamtym czasie, żeby zdobyć jakieś ciekawsze gatunki organizowaliśmy z chłopakami z podwórka, wyprawy do Leszna (kolej 40 km wielka wyprawa), bo tam były dwa sklepy zoologiczne, w których szczeka opadała (kilka razy pojechałem tylko po to by się napatrzeć), tyle mieli gatunków. A jakie emocje jak się wracało ze słoikami pełnymi ryb. I te kombinacje jesienią i zimą, żeby rybki nie zmarzły.
Dla wielkomiejskich mieszczuchów sytuacja nie do pojęcia.
Czasów bym nie zamienił, ale wspomnienia tamtej pasji jaka towarzyszyła naszemu hobby, po prostu bezcenne...
Byłem wtedy Głogowianinem (jakby nie patrzeć połowa życia), W tamtych odległych czasach jedynym sklepem zoologicznym był sklep na ul. Mickiewicza, żeby tam dotrzeć trzeba było maszerować z buta przez pół miasta. Tak, tak młodzieży, kiedyś wszędzie chodziło się pieszo. I kiedyś w gdy już dochodziłem do sklepu na przeciwko szedł starszy pan, któremu wypadł z torby słoik, stłukł się a na betonie wylądował dorodny naskalnik regana. Rany, w tamtym czasie to był prawdziwy rarytas. Nie pamiętam dokładnie ale na pewno udało się go ocalić. Utkwiło mi to w pamięci bo przez długi czas odwiedzający sklep akwaryści podziwiali ten jedyny egzemplarz jako prawdziwy rarytas, w dodatku strasznie drogi. Kto by pomyślał, że tak się wszystko pozmienia i będziemy mieli ryby z odłowu. W tamtym czasie, żeby zdobyć jakieś ciekawsze gatunki organizowaliśmy z chłopakami z podwórka, wyprawy do Leszna (kolej 40 km wielka wyprawa), bo tam były dwa sklepy zoologiczne, w których szczeka opadała (kilka razy pojechałem tylko po to by się napatrzeć), tyle mieli gatunków. A jakie emocje jak się wracało ze słoikami pełnymi ryb. I te kombinacje jesienią i zimą, żeby rybki nie zmarzły.
Dla wielkomiejskich mieszczuchów sytuacja nie do pojęcia.
Czasów bym nie zamienił, ale wspomnienia tamtej pasji jaka towarzyszyła naszemu hobby, po prostu bezcenne...
pozdrawiam
Andrzej
Andrzej