Mlecz ma duże właściwości lecznicze. Przekonałem się o tym lecząc
Uaru fernandezyepezi (poświęcony był temu odrębny wątek).
Ryby reagują na niego różnie.
Heros efasciatus "green" przyzwyczaił się do niego niemal natychmiast, natomiast
Heros sp. "red shouders" obojętny był na niego do końca pobytu w moich akwariach (przez jakiś czas przebywały te dwie dorosłe pary w jednym zbiorniku ogólnym, więc moje obserwacje są obiektywne).
Mlecz pomógł mi też zakwalifikować pielęgnice do konkretnego gatunku. Myliłem
Tomocichlę selbiodii z
Partheraps breidhori (pod błędnymi nazwami zostały zakupione w bardzo renomowanej hodowli CA i SA w Niemczech). To, jak te gatunki traktowały liście mlecza - jeden gatunek był obojętny, drugi łapczywie go pożerał razem z najtwardszą, centralną ich częścią - przesądziło o zweryfikowaniu przeze mnie ich nazw (muszę jeszcze dokonać roszady ich nazw we właściwym wątku).
Malawi (mbuna) nie skubie liści mlecza, ale może to wynikać z tego, że liście wrzucam w całości, a ryby są jeszcze małe. Natomiast rodzaj
Tropheus (
duboisi, bemba, ilanga) dosłownie szaleją na ich punkcie. Wrzucam dla prawie 50 dorosłych ryb po 4-5 liści na dobę, a na drugi dzień wyławiam tylko ich centralne szkielety. Przy tym, wycierają się, że oczy przecieram ze zdumienia. I nie piszę tutaj o etapie inkubowania (cały czas 4-7 samic ma pełne pyski), lecz o populacji narybku (za radą Marty zabudowałem dno i zawsze widzę kilka pociech)
.
Liście mlecza także sparzałem, ale miały wówczas strukturę, która nie podobała się rybom i mnie (uchodziło z niego życie)
.
Gatunki, które wymieniłeś są wszystkożerne. Uważam, że z mleczem "w czystej postaci" będzie problem. Zastanów się nad shrimp-mixem z użyciem jego zmielonej formy lub soku (ja tak będę kombinował).