Cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

Pełna wersja: Dlaczego trzymam(y) rzadkie ryby?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3
Zastanawiałem się nad tym ostatnio. Jeszcze niedawno myślałem, że prędzej czy później kupię Meeki, niebieskołuskie, czy miodowe. Z prostego powodu - wszystkie te gatunki mi się podobają, a jeszcze nigdy nie miałem ich w swoich akwariach. Zapytacie więc, dlaczego ich nie mam? Ano dlatego, że we wszystkich moich akwariach - z jednym wyjątkiem - mam pielęgnice, które maja albo ograniczony zasięg występowania, albo w ogóle są zagrożone wyginięciem. (Jedynym wyjątkiem są tutaj moje jedyne nie-pielęgnice, czyli mieczyki Hellera od Łojca, ale wziąwszy pod uwagą jak trudno o dziką formę tych ryb w Polsce, to uznajmy, że to też raryty.) Tylko dlaczego? Czemu nie postawię akwarium z popularną na forum obsadą Meeki + Rocio, albo Niki + HRP? Myślę, że są ku temu różne powody, a każdy będzie miał inne.

Po pierwsze: Dla pochwalenia się? Hmm, chyba nie w moim przypadku. Ryby które mam, nie zwracają uwagi tak, jak np. niektóre gatunki z SA, czy Wielkich Jezior.

Po drugie: Chęć posiadania czegoś, czego nie mają inni. No to już bardziej. Wiele "klasycznych" gatunków pielęgnic zostało tak dokładnie opisanych i poznanych, że wydawać by się mogło, że nie ma już ich po co trzymać. Tyle, że nie do końca, wystarczy spojrzeć na dzikie krewne zebr (Amatitlania siquia), które jakiś czas temu pojawiły się na forum - ich zachowania, a konkretnie agresja, dość mocno odstawały od zwykłych sklepowych zebr. Niemniej jeżeli o gatunku niewiele się pisze i to nie tylko w internecie, ale też w artykułach naukowych czy książkach to możliwość zaobserwowania nowych zachowań, zmian ubarwienia czy nietypowego sposobu opieki nad młodymi to ekscytująca perspektywa.

Po trzecie: Poznawanie miejsc, z których pochodzą nowi podopieczni. To jeden z moich ulubionych elementów akwarystyki. Między innymi dlatego tak lubię gatunki z jezior kraterowych Kamerunu. Kiedy pierwszy raz przeczytałem w artykule Olivera Lucanusa, że w wygasłym wulkanie gdzieś w afrykańskiej dżungli żyją pielęgnice, których liczba gatunków na km2 wielokrotnie przewyższa jeziora takie jak Tanganika czy Malawi to od razu wiedziałem, że kiedyś te ryby u mnie zamieszkają (to już częściowo wykonałem) i że kiedyś zobaczę na własne oczy ich naturalne środowisko. Podobnie ma się sprawa z innymi grupami pielęgnic, które szczególnie mnie interesują, czyli Centralsy (krystalicznie czyste, górskie rzeczki i strumienie wpadające wprost do oceanu...), crenicichle (rzadko odwiedzane przez eksporterów północne - czyli lewe - dopływy dolnego biegu Amazonki) itd. Nawet jeżeli miałbym je wszystkie w swoich akwariach i poznał je na wylot, zostanie chęć zobaczenia ich w naturalnym środowisku.

Po czwarte: Ochrona gatunkowa. Do tego chyba jeszcze nie dorosłem. Poprzez ten temat mam na myśli hodowlę zagrożonych gatunków polegającą nie tylko na wydawaniu młodych zainteresowanym akwarystom, ale też zabezpieczeniu populację w swoich akwariach. "Niestety" takie działania wymagają poświęcenia nawet kilku zbiorników dosłownie jednemu gatunkowi. Może kiedyś tak zrobię, ale póki co nie jestem gotów na takie poświęcenie. Być może planowany dział na forum poświęcony wymianie informacji i doświadczeń o zagrożonych pielęgnicach zmobilizuje nas do podjęcia hodowli takich ryb? Znając prace dwóch organizacji skupiających miłośników zagrożonych ryb (poświęcona żyworódkom GWG i zrzeszający hodowców sumatrzaków Parosphromenus-project) wiem, że to niezwykle trudne.

Ale się rozpisałem, pewnie nikt tego nie przeczyta Big Grin Ale co mi tam. Jeżeli macie jakieś inne powody, dla których trzymacie rzadkie (czy to w handlu, czy w naturze) pielęgnice (i inne ryby), to zapraszam do dyskusji Smile
Od siebie dodam, że całkowicie zgadzam się z tym co poruszyłeś w punkcie drugim i moim zdaniem to jest główny powód. Wiele rzadkich ryb daje zupełnie inne obserwacje, od ryb które od dawna znamy w akwarystyce. Do tego, rzadkie ryby to najczęściej dzikusy/pokolenie bliskie dzikiemu, dzięki czemu te zachowania zwykle nie są zatarte.
jest też pewnie jeszcze jeden aspekt o którym sie dość rzadko wspomina. Chęć zysku albo raczej umożliwienie sobie tym zyskiem stworzenia nowych możliwości dla obecnych jaki nowych podopiecznych.
(10-04-2016, 18:25 PM)Papja napisał(a): [ -> ]Od siebie dodam, że całkowicie zgadzam się z tym co poruszyłeś w punkcie drugim i moim zdaniem to jest główny powód. Wiele rzadkich ryb daje zupełnie inne obserwacje, od ryb które od dawna znamy w akwarystyce. Do tego, rzadkie ryby to najczęściej dzikusy/pokolenie bliskie dzikiemu, dzięki czemu te zachowania zwykle nie są zatarte.
Tak, chociaż w sumie, zaprzeczając sobie samemu, równie dużo radości sprawiło mi rozmnożenie mieczyków od Łojca Big Grin Choć tu chyba trochę sentymentalnie, bo mieczyki były pierwszymi rybami, które rozmnożyłem.

(10-04-2016, 18:49 PM)jarokol napisał(a): [ -> ]jest też pewnie jeszcze jeden aspekt o którym sie dość rzadko wspomina. Chęć zysku albo raczej umożliwienie sobie tym zyskiem stworzenia nowych możliwości dla obecnych jaki nowych podopiecznych.
Fakt. Tylko ile to się zarobi w naszym kraju (i nie tylko) na takich rybach jak nasze? Ruki od pół roku nie może sprzedać fantastycznych małych barwniaków, a co dopiero większe pielęgnice z Ameryk czy Afrykańskie, których w ogóle nikt nie zna.
(10-04-2016, 17:58 PM)piotrK napisał(a): [ -> ]Zastanawiałem się nad tym ostatnio. Jeszcze niedawno myślałem, że prędzej czy później kupię Meeki, niebieskołuskie, czy miodowe. Z prostego powodu - wszystkie te gatunki mi się podobają, a jeszcze nigdy nie miałem ich w swoich akwariach. Zapytacie więc, dlaczego ich nie mam? Ano dlatego, że we wszystkich moich akwariach - z jednym wyjątkiem - mam pielęgnice, które maja albo ograniczony zasięg występowania, albo w ogóle są zagrożone wyginięciem. (Jedynym wyjątkiem są tutaj moje jedyne nie-pielęgnice, czyli mieczyki Hellera od Łojca, ale wziąwszy pod uwagą jak trudno o dziką formę tych ryb w Polsce, to uznajmy, że to też raryty.) Tylko dlaczego? Czemu nie postawię akwarium z popularną na forum obsadą Meeki + Rocio, albo Niki + HRP? Myślę, że są ku temu różne powody, a każdy będzie miał inne.

Po pierwsze: Dla pochwalenia się? Hmm, chyba nie w moim przypadku. Ryby które mam, nie zwracają uwagi tak, jak np. niektóre gatunki z SA, czy Wielkich Jezior.

Po drugie: Chęć posiadania czegoś, czego nie mają inni. No to już bardziej. Wiele "klasycznych" gatunków pielęgnic zostało tak dokładnie opisanych i poznanych, że wydawać by się mogło, że nie ma już ich po co trzymać. Tyle, że nie do końca, wystarczy spojrzeć na dzikie krewne zebr (Amatitlania siquia), które jakiś czas temu pojawiły się na forum - ich zachowania, a konkretnie agresja, dość mocno odstawały od zwykłych sklepowych zebr. Niemniej jeżeli o gatunku niewiele się pisze i to nie tylko w internecie, ale też w artykułach naukowych czy książkach to możliwość zaobserwowania nowych zachowań, zmian ubarwienia czy nietypowego sposobu opieki nad młodymi to ekscytująca perspektywa.

Po trzecie: Poznawanie miejsc, z których pochodzą nowi podopieczni. To jeden z moich ulubionych elementów akwarystyki. Między innymi dlatego tak lubię gatunki z jezior kraterowych Kamerunu. Kiedy pierwszy raz przeczytałem w artykule Olivera Lucanusa, że w wygasłym wulkanie gdzieś w afrykańskiej dżungli żyją pielęgnice, których liczba gatunków na km2 wielokrotnie przewyższa jeziora takie jak Tanganika czy Malawi to od razu wiedziałem, że kiedyś te ryby u mnie zamieszkają (to już częściowo wykonałem) i że kiedyś zobaczę na własne oczy ich naturalne środowisko. Podobnie ma się sprawa z innymi grupami pielęgnic, które szczególnie mnie interesują, czyli Centralsy (krystalicznie czyste, górskie rzeczki i strumienie wpadające wprost do oceanu...), crenicichle (rzadko odwiedzane przez eksporterów północne - czyli lewe - dopływy dolnego biegu Amazonki) itd. Nawet jeżeli miałbym je wszystkie w swoich akwariach i poznał je na wylot, zostanie chęć zobaczenia ich w naturalnym środowisku.

Po czwarte: Ochrona gatunkowa. Do tego chyba jeszcze nie dorosłem. Poprzez ten temat mam na myśli hodowlę zagrożonych gatunków polegającą nie tylko na wydawaniu młodych zainteresowanym akwarystom, ale też zabezpieczeniu populację w swoich akwariach. "Niestety" takie działania wymagają poświęcenia nawet kilku zbiorników dosłownie jednemu gatunkowi. Może kiedyś tak zrobię, ale póki co nie jestem gotów na takie poświęcenie. Być może planowany dział na forum poświęcony wymianie informacji i doświadczeń o zagrożonych pielęgnicach zmobilizuje nas do podjęcia hodowli takich ryb? Znając prace dwóch organizacji skupiających miłośników zagrożonych ryb (poświęcona żyworódkom GWG i zrzeszający hodowców sumatrzaków Parosphromenus-project) wiem, że to niezwykle trudne.

Ale się rozpisałem, pewnie nikt tego nie przeczyta Big Grin Ale co mi tam. Jeżeli macie jakieś inne powody, dla których trzymacie rzadkie (czy to w handlu, czy w naturze) pielęgnice (i inne ryby), to zapraszam do dyskusji Smile
Piotrze ale piękne akwarystyczne wyznanie.Świetnie piszesz.
Jeżeli chodzi o motywację to każdy z nas ma trochę inne.Ja muszę przyznać się do pewnej próżności przejawiającej się w ogromnej chęci posiadania ryb których jest bardzo mało na rynku akwarystycznym lub takich które są uważane za trudne w utrzymaniu i rozrodzie.Traktuję to zawsze jako wyzwanie czy się uda czy nie.Wzmaga to wszystko chęć poznania pielęgnic których wcześniej nie miałem.Myślę ,że nie jestem wyjątkiem i wielu z nas tak ma.Po drugie takie wyzwania bardzo uczą,czasami też są okazją do poznawania nowych ludzi co mnie bardzo cieszy.Nigdy nie kupowałem ryb ,planując ,że rozmnażając je zarobię pieniądze.Czasem trudno było nawet o zwrot kosztów mimo,że początkowo zainteresowanie było bardzo duże. Dzisiaj podchodzę do tego nieco spokojniej ale wyzwania akwarystyczne budzą we mnie nadal dość duże emocje.Z pewnością  warto utrzymywać ryby które są zagrożone w środowisku naturalnym.Wszystkie przytoczone argumenty spowodowały,że po wielu latach zrezygnowałem z pielęgnic z Południowej Ameryki i zacząłem przygodę z Madagaskarem.
Piniądz to można zrobić na krewetkach, nie na pielęgnicach. Tym bardziej nie na rzadkich pielęgnicach. Big Grin
PiotreK fajnie to opisałeś, faktycznie jest jakaś magia w tym, że trzymamy mało popularne gatunki. Osobiście nie wiem do którego z punktów mam się dopisać ale czytając Twojego posta uświadomiłem sobie jedno - wszystkie gatunki które obecnie trzymam lub których szukam są "owocem" rozmów z Tobą. Ty nie tylko rozważasz trzymanie rzadkich gatunków u siebie ale równolegle zarażasz innych - świadomie czy nie to Ty jesteś winowajcą Tongue
Trafiając na forum miałem w akwarium tzw. pielęgnice wielobarwne - piękne ryby, które pływają w Poznańskiej palmiarni chyba dłużej niż stąpam po ziemi - nagle trafiam na PiotrK i mam puste drugie akwarium bo ryby których szukam widuję jedynie na zdjęciach Smile
Wcale mi to nie przeszkadza Wink
Jaki fajny temat Smile
Punkt pierwszy i drugi momentami bym połączył - pochwalenie się czymś czego inni nie mają Wink Oczywiście nie przed znajomymi szarymi, nudnymi rybami i syfkiem w akwarium, ale przed kolegami "branżowymi" Smile
Ludzie mają to do siebie, że potrzebna jest im rywalizacja, a ta najlepiej gdy jest połączona z pasją. Miłośnicy tuningu będą się ciąć na to, czyja fura szybciej zbierze się spod świateł, osoby uprawiające dany sport na osiągnięcia w nim zdobywane, filateliści będą chcieli mieć jak najwięcej białych kruków (to jest bardzo dobry, analogiczny przykład do akwarystyki "rybnej"!), a ogrodnicy będą chcieli, żeby im jakaś rotala czy inna bacopa szybciej rosła niż koledze. Tak więc tak samo jak w przypadku znaczków, po prostu rzadka ryba cieszy - na tej samej zasadzie.
Myślę, że też daje to jakieś powiększenie poczucia własnej wartości, bo zdobycie rarytasu często nie jest łatwe, a i jego udana hodowla może być powodem do dumy. Również przed samym sobą! To wcale nie musi być afiszowanie się na zewnątrz.

No i jest jeszcze jedna kwestia. Hobby/pasja to jest jedyna cząstka życia człowieka, w którym on sam jest skłonny zrobić sobie pod górkę. To mi się łączy z punktem 3., bo czym innym jest hodowla gatunku przemaglowanego już na dziesiątą stronę, a czym innym zajmowanie się takim, o którym informacje musimy wykopywać z głębokich czeluści sieci, niejednokrotnie sięgać po porady zagranicznych naukowców, a do tego jeszcze studiować obszerne prace, pisane w nie-pierwszym dla nas języku, pełne trudnego słownictwa branżowego. I nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to jest świetna sprawa! Smile Wymaga to z pewnością poświęcenia dużej ilości czasu, wielu godzin spędzonych na poszukiwaniach, ale jakoś mimo wszystkich przeciwności człowiekowi chce się to robić.
Bo sasiad takich nie ma XD
(10-04-2016, 19:06 PM)wet-aqua napisał(a): [ -> ]Piotrze ale piękne akwarystyczne wyznanie.Świetnie piszesz.
Jeżeli chodzi o motywację to każdy z nas ma trochę inne.Ja muszę przyznać się do pewnej próżności przejawiającej się w ogromnej chęci posiadania ryb których jest bardzo mało na rynku akwarystycznym lub takich które są uważane za trudne w utrzymaniu i rozrodzie.Traktuję to zawsze jako wyzwanie czy się uda czy nie.Wzmaga to wszystko chęć poznania pielęgnic których wcześniej nie miałem.Myślę ,że nie jestem wyjątkiem i wielu z nas tak ma.Po drugie takie wyzwania bardzo uczą,czasami też są okazją do poznawania nowych ludzi co mnie bardzo cieszy.Nigdy nie kupowałem ryb ,planując ,że rozmnażając je zarobię pieniądze.Czasem trudno było nawet o zwrot kosztów mimo,że początkowo zainteresowanie było bardzo duże. Dzisiaj podchodzę do tego nieco spokojniej ale wyzwania akwarystyczne budzą we mnie nadal dość duże emocje.Z pewnością  warto utrzymywać ryby które są zagrożone w środowisku naturalnym.Wszystkie przytoczone argumenty spowodowały,że po wielu latach zrezygnowałem z pielęgnic z Południowej Ameryki i zacząłem przygodę z Madagaskarem.
Właśnie, sprawdzanie swoich umiejętności, to chyba kolejny punkt. Szkoda, że mało ludzi decyduje się na takie ryby, przez to często i gęsto wiele gatunków znika z akwarystyki. Jeżeli chodzi o Madagaskar to jest tam jeszcze wiele wyzwań, między innymi fakt, że wiele gatunków pożerają własną ikrę lub larwy. Dlaczego tak się dzieje, i to nawet w stawach? Przecież gdyby w naturze były takimi beznadziejnymi rodzicami, to zniknęłyby na długo zanim ludzie wpuścili do ich środowiska obce gatunki. Albo enigmatyczna, najagresywniejsza pielęgnica z Wyspy: Oxylapia polli. Jest o czym marzyć Smile

(10-04-2016, 19:49 PM)filas napisał(a): [ -> ]PiotreK fajnie to opisałeś, faktycznie jest jakaś magia w tym, że trzymamy mało popularne gatunki. Osobiście nie wiem do którego z punktów mam się dopisać ale czytając Twojego posta uświadomiłem sobie jedno - wszystkie gatunki które obecnie trzymam lub których szukam są "owocem" rozmów z Tobą. Ty nie tylko rozważasz trzymanie rzadkich gatunków u siebie ale równolegle zarażasz innych - świadomie czy nie to Ty jesteś winowajcą Tongue
Trafiając na forum miałem w akwarium tzw. pielęgnice wielobarwne - piękne ryby, które pływają w Poznańskiej palmiarni chyba dłużej niż stąpam po ziemi - nagle trafiam na PiotrK i mam puste drugie akwarium bo ryby których szukam widuję jedynie na zdjęciach Smile
Wcale mi to nie przeszkadza Wink
Staram się, nie wszystko mogę mieć to namawiam innych, żeby nie "marnowali" akwarium na kolejną przeciętną obsadę. I to nawet nie chodzi o to, że zwykłe ryby są nudne, ale uważam, że trzeba korzystać z obecnego bogactwa dostępności różnych gatunków z całego świata. Tylu prywatnych importerów, którzy mogą pomóc w zdobyciu praktycznie każdej ryby jeszcze w Polsce nie mieliśmy.

Poczekaj, jeszcze trochę i będziesz miał kraterówki albo Creni Big Grin

(10-04-2016, 20:23 PM)Greek napisał(a): [ -> ]Jaki fajny temat Smile
Punkt pierwszy i drugi momentami bym połączył - pochwalenie się czymś czego inni nie mają Wink Oczywiście nie przed znajomymi szarymi, nudnymi rybami i syfkiem w akwarium, ale przed kolegami "branżowymi" Smile
Ludzie mają to do siebie, że potrzebna jest im rywalizacja, a ta najlepiej gdy jest połączona z pasją. Miłośnicy tuningu będą się ciąć na to, czyja fura szybciej zbierze się spod świateł, osoby uprawiające dany sport na osiągnięcia w nim zdobywane, filateliści będą chcieli mieć jak najwięcej białych kruków (to jest bardzo dobry, analogiczny przykład do akwarystyki "rybnej"!), a ogrodnicy będą chcieli, żeby im jakaś rotala czy inna bacopa szybciej rosła niż koledze. Tak więc tak samo jak w przypadku znaczków, po prostu rzadka ryba cieszy - na tej samej zasadzie.
Myślę, że też daje to jakieś powiększenie poczucia własnej wartości, bo zdobycie rarytasu często nie jest łatwe, a i jego udana hodowla może być powodem do dumy. Również przed samym sobą! To wcale nie musi być afiszowanie się na zewnątrz.

No i jest jeszcze jedna kwestia. Hobby/pasja to jest jedyna cząstka życia człowieka, w którym on sam jest skłonny zrobić sobie pod górkę. To mi się łączy z punktem 3., bo czym innym jest hodowla gatunku przemaglowanego już na dziesiątą stronę, a czym innym zajmowanie się takim, o którym informacje musimy wykopywać z głębokich czeluści sieci, niejednokrotnie sięgać po porady zagranicznych naukowców, a do tego jeszcze studiować obszerne prace, pisane w nie-pierwszym dla nas języku, pełne trudnego słownictwa branżowego. I nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to jest świetna sprawa! Smile Wymaga to z pewnością poświęcenia dużej ilości czasu, wielu godzin spędzonych na poszukiwaniach, ale jakoś mimo wszystkich przeciwności człowiekowi chce się to robić.
Chwalenie się rarytasami najbardziej pasuje mi do osób, które mają mnóstwo akwariów (albo bardzo duże zbiorniki) i kolekcjonują gatunki, które niekoniecznie da się rozmnażać, czyli tzw. MFK. Oczywiście z pielęgnicami da się podobnie, ale tu już niekoniecznie wystarczy jedno duże akwa, lepiej kilka lub więcej... Wink Na pewno, choć mało kto się do tego przyzna, fajnie jest mieć ryby, które są nieznane dla większości osób odwiedzających dom/fishroom. Ja mam takie ryby - Stomatepia pindu. Ale jak komuś o nich mówię, to nie słyszę "WOW!", tylko "aha.", bo są małe, czarne i nie lubią jak podchodzi się do akwarium Big Grin Więc tak na prawdę są fajne tylko w moich oczach. Jakoś z tym żyję Big Grin

Co do tego robienia sobie pod górkę, to też bywa okropnie frustrujące, ale jak ze wszystkim - jeżeli się w końcu udaje, to działa jak ładowanie baterii, które wystarczą na następne zmagania.
Stron: 1 2 3