18-07-2018, 22:32 PM
Na przełomie czerwca i lipca odwiedziliśmy kolejny raz Tanzanię. Tym razem towarzyszył mi nasz forumowy Admin Piotrek Koba. To miłośnik pielęgnic i jednocześnie świetny kompan w podróży. Naszym celem były dwa znane chyba wszystkim akwarystom afrykańskie jeziora - Tanganika i Jezioro Wiktorii.
Dar-Es-Salaam - widok z portu.
Z Dar-Es-Salaam położonego na wschodnim wybrzeżu Tanzanii nad Oceanem Indyjskim wylecieliśmy na drugi, zachodni kraniec kraju do miasta Kigoma położnego w północno-wschodniej części jeziora Tanganika. Linie AirTanzania mimo, że podobno często odwołują loty bez informowania pasażerów tym razem szczęśliwie dowiozły nas do celu. Wylądowaliśmy rano na lotnisku w Kigomie gdzie przywitał nas zimowy chłód (o tej porze w Tanzanii jest właśnie zima). Na szczęście w ciągu dnia temperatury szybko osiągają afrykańskie wartości.
Na parkingu czekały na nas umówione taksówki, które zabrały nas do miejsca w którym postanowiliśmy się zatrzymać. Na nasza bazę wybraliśmy Jakobsen Beach. To prywatny teren należący do miłego starszego Norwega (nie było go w czasie naszego pobytu), który zapewnia noclegi w prawie europejskich jak na Tanzanię warunkach. Do naszej bazy z lotniska jechaliśmy około 25 minut. Teren jest oddalony od miasta o około 25km i położony na samym brzegu jeziora Tanganika.
PUNDA MILIA GUEST HOUSE w Jakobsen Beach
Rozgościliśmy się w PUNDA MILIA GUEST HOUSE w którym mieliśmy do dyspozycji 4 pokoje noclegowe, dwie kuchnie, dwie łazienki z natryskami oraz jadalnię w której jadaliśmy obiady. Śniadanie przygotowywaliśmy dla siebie sami z zakupionych wcześniej produktów i jedliśmy je na dziedzińcu przed naszymi pokojami. Jedynym utrudnieniem były koczkodany, które systematycznie patrolują podwórko sprawdzając czy uda się ukraść coś do jedzenia. Po posiłku wszystko trzeba było natychmiast chować do kuchni, aby nie zostać okradzionym przez małpy okradzionym.
Niewinne spojrzenia na jedzenie sprytnych koczkodanów Obiady przygotowywał dla nas kucharz z sąsiedniej wioski, który wspaniale i smacznie gotował. Patrick gospodarz obiektu przysłał go do nas i ten codziennie przygotowywał dla nas ciepły posiłek. Gotował tanio i smacznie a co najważniejsze czysto. Ryby, ryż, warzywa i mięso – to przede wszystkim serwował nasz mistrz. Na koniec zawsze były świeże soczyste owoce i coś słodkiego.
Baza noclegowa godna polecenia. Pan Jakobsen dba o czystość i komfort. Nasz budynek był w kształcie litery C zamknięty bramą tak, że na noc można było całkowicie zabezpieczyć podwórko przed niepożądanymi gośćmi choć nikt nigdy tam się nie kręcił. No może poza wspomnianymi koczkodanami czy stadkiem 4 zebr które co jakiś czas wychodziły z buszu żeby paść się wokoło budynków. O dziwo z recepcji docierał do nas internet przez WIFI z którego prawie wszyscy skwapliwie korzystali.
Zebry odwiedzające Jakobsen Beach
Oczywiście najważniejsze dla nas było jezioro. Do tego, mieliśmy około 10 minutowy spacer ścieżką w dół zbocza przez parkowy busz, który ze względu na porę roku był suchy i wypłowiały. Do dyspozycji są 3 plaże 1-2-3. Ze względu na wysoki stan wody w jeziorze nie były tak duże jak się spodziewałem ale w sumie i tak więcej czasu spędzaliśmy w wodzie niż na brzegu. Skoro mowa o piasku to ten nad jeziorem jest piękny, gruby, czerwony o praiwe jednolitej grubości. Razem ze skałami, roślinnością i lazurową wodą tworzy piękny obraz nad i pod powierzchnią jeziora.
Tanganika - okolice Jakobsen Beach
Oczywiście my z Piotrkiem natychmiast wpadliśmy do wody i rozpoczęliśmy niesamowitą przygodę ze zwiedzaniem Tanganiki pod taflą wody. Woda cudownie ciepła (ok. 27 stopni C) i bardzo przejrzysta. Przewodność w okolicy 580.
Rozpoczęło się poszukiwanie ryb
CDN