Magazyn Akwarium nr 9 (121)
Wakacje, wakacje i… po wakacjach. Wielkimi krokami zbliża się jesień i pora już wracać do pracy, na studia albo do szkoły. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – już wkrótce w sklepach akwarystycznych po letniej „posusze” powinny pojawić się nowe, ciekawe gatunki ryb i roślin, ku zadowoleniu każdego prawdziwego akwarysty.
No właśnie „powinny”, tylko czy na pewno? „Wstępniak” do poprzedniego numeru MA brzmiał dość pesymistycznie (poruszyłem w nim bowiem temat gwałtownie zmniejszającej się liczby wystaw i innych imprez akwarystycznych) i, niestety, dzisiaj chciałbym kontynuować ten wątek. Jakiś czas temu złapałem się bowiem na tym, że bardzo dużo wody upłynęło już od czasu opublikowania na łamach MA ostatniej recenzji książki akwarystycznej. Pełen nadziei udałem się więc na spacer po księgarniach i… srodze się rozczarowałem. Nie znalazłem w nich bowiem nic nowego. Zgodnie z łacińską sentencją Natura horrent vacuum postanowiłem działać. Skontaktowałem się z kilkoma wydawcami przedstawiając im mój pomysł (a nawet pomysły) na – skromnie dodam – moim zdaniem ciekawą i „komercyjną” dużą książkę akwarystyczną. I ponownie spotkało mnie rozczarowanie. Wydawcy zgodnym chórem stwierdzili bowiem, że moje pomysły faktycznie są ciekawe, ale… w obecnej sytuacji rynkowej nie zaryzykują wydania większej pozycji dla akwarystów. Jeden z wydawców wręcz zasugerował mi, że jeśli zdobyłbym jakąś dotację lub dofinansowanie to wtedy może… Na moją ripostę, że gdybym miał dotację to po co mi wydawnictwo (przecież sam mogę wydać książkę – to wcale nie takie trudne) pozostał bez odpowiedzi… Tak więc – Szanowni Państwo – na ukazanie się w Polsce dużej publikacji akwarystycznej w najbliższym czasie raczej nie mamy co liczyć…
Wydawcom w zasadzie trudno się dziwić i łatwo można wytłumaczyć ich rosnącą awersję do ryzyka. Niezrozumiała pozostaje dla mnie jednak postawa niektórych (na szczęście daleko nie wszystkich) przedsiębiorców z branży akwarystycznej, którzy zdają się nie pojmować potrzeby sponsorowania imprez czy choćby wspierania (w postaci reklam) wydawnictw branżowych. Wszyscy chcą przecież zwiększać swoje obroty i zyski, zaś na pewnym etapie rozwoju firmy jedyną szansą na to jest wyłącznie zwiększanie się liczby akwarystów poprzez dołączanie do tego hobby nowych, zwłaszcza młodych osób. A gdzie taki kilkuletni szkrab ma się dzisiaj zarazić bakcylem akwarystyki? Wystaw jak na lekarstwo, książek prawie nie ma (zwłaszcza takich wydanych „na bogato”, które aż się chce wziąć do ręki i przeczytać), coraz mniej jest też sklepów prowadzonych przez prawdziwych pasjonatów… W zasadzie pozostaje dziedziczenie – jeśli tata i/lub mama są akwarystami, to istnieje spore prawdopodobieństwo, że latorośl również nim zostanie. Tyle tylko, że na znaczący wzrost liczby akwarystów tą drogą raczej nie ma co liczyć. Przyrost naturalny mamy bowiem taki, jaki mamy i trudno oczekiwać, że to akurat akwaryści będą mnożyć się jak, nie przymierzając, gupiki… Dlatego właśnie jestem zdania, że firmy akwarystyczne – dla własnego dobra – powinny inwestować we wspieranie akwarystyki, zwłaszcza wśród młodzieży, traktując te wydatki nie jako jednorazowe nakłady na reklamę, ale jako długookresową inwestycję ukierunkowaną na kreowanie przyszłego rynku.
Bieżący numer przygotowywaliśmy w okresie wakacyjnym, dlatego, z powodu utrudnionego kontaktu z częścią naszych Autorów tekstów i fotografii, zmuszeni byliśmy wprowadzić pewne zmiany w jego treści. I tak druga część artykułu o raczkach z rodzaju Cambarellus zostanie opublikowana w numerze październikowym. To samo dotyczy drugiej części tekstu o wpływie filozofii Dalekiego Wschodu na akwarystykę. W zamian proponujemy obszerny fotoreportaż o japońskich akwariach publicznych, relację z wystawy akwarystycznej i karpi koi w Holandii, artykuł o podstawowych parametrach wody akwariowej i wiele, wiele innych. Zapraszam do lektury.
Paweł Zarzyński
Redaktor Naczelny MA
PS. Solennie obiecuję, że następny „wstępniak” będzie bardziej optymistyczny.
Ryby z rodzaju Nannostomus
Tropheus – niezwykłe pielęgnice z jeziora Tanganika
Trudna sztuka systematyzowania pielęgnic z jeziora Malawi
Japonia okiem akwarysty podróżnika
Podstawowe parametry wody akwariowej
Anubiasy w akwarium (część 2)
121.jpg (Rozmiar: 22.33 KB / Pobrań: 468)
Akwarium nr 5/2012 (149)
Trzymają właśnie Państwo w rękach 149 w ujęciu historycznym, zaś siódmy po wieloletniej przerwie numer dwumiesięcznika „Akwarium”. Wydaniem tym rozpoczynamy zatem drugi rok istnienia pisma po jego odrodzeniu. Czas więc na pierwsze wnioski i podsumowania ze strony redakcji. Przede wszystkim, redagowanie tego periodyku sprawia nam dużą radość, zwłaszcza, że w krótkim czasie udało nam się znaleźć całkiem liczne grono doświadczonych Autorów, praca z którymi jest prawdziwą przyjemnością. Serdecznie im za to dziękujemy. Jednocześnie, podobnie jak przed rokiem, wciąż zapraszamy nowe osoby pragnące za pośrednictwem „Akwarium” podzielić się swoimi doświadczeniami hodowlanymi lub wynikami prac badawczych z dziedziny akwarystyki. Nasze łamy stoją dla Państwa otworem.
Dziękujemy również Czytelnikom, którzy bardzo szybko zauważyli odnowiony periodyk i coraz liczniej zostają jego Prenumeratorami. Gorąco zachęcamy właśnie do tej formy zakupu, ponieważ jest ona najlepszą i najpewniejszą metodą na regularne otrzymywanie czasopisma i to o kilka dni szybciej niż pojawia się ono w sprzedaży w empikach.
W bieżącym numerze proponujemy obszerny materiał autorstwa dra Pawła Czapczyka traktujący o jednych z najbardziej niezwykłych roślin wodnych, jakimi są gatunki z rodzaju Victoria. Okazuje się, że te olbrzymie przedstawicielki świata flory można z powodzeniem uprawiać nie tylko w stawach i oranżeriach, ale nawet w warunkach akwariowych, choć stanowi to niemałe wyzwanie nawet dla doświadczonych akwarystycznych „ogrodników”. Kto wie, może po lekturze tego artykułu ktoś z Czytelników podejmie się tego trudu? Zapraszamy również do zapoznania się z tekstem autorstwa dra Huberta Zientka, w którym opisuje on popularną przed laty, później niemal zupełnie zapomnianą, a obecnie powoli powracającą do łask akwarystów, pielęgnicę, jaką jest gębacz wielobarwny. Ryba ta pojawia się obecnie coraz częściej w dobrych sklepach zoologicznych i warto spojrzeć na nią łaskawym okiem, zwłaszcza, że doskonale nadaje się do akwarium ogólnego. W bieżącym numerze poruszamy również trudny i często pomijany w literaturze temat najgroźniejszych chorób ryb akwariowych, których leczenie bywa wyjątkowo problematyczne, jeśli nie wręcz niemożliwe. W tekście autorstwa dr n. wet. Joanny Zarzyńskiej można znaleźć wskazówki, co do ich diagnozowania, ewentualnych prób leczenia oraz – gdy to ostatnie zawiedzie – metod humanitarnej eutanazji ryb. Zapraszamy także do lektury tekstów dotyczących ciekawych i rzadko spotykanych gatunków ryb: Pan Paweł Soja przybliży sylwetkę Melanochromis vermivorus – mało znanego kuzyna pyszczaka złocistego, zaś Pan Adam Kostrzembski opowie o „rybie-wilku”, czyli zagadkowym przedstawicielu gatunku Erythrinus erythrinus. Na zakończenie polecamy konkurs fotograficzny, w którym na Czytelników naszego dwumiesięcznika czeka kolejna zagadka do odgadnięcia.
Następny numer „Akwarium” będzie 150-tym, jubileuszowym wydaniem tego periodyku, istniejącego – przypominam – od 1959 r. Z tej okazji na jego łamach zamieścimy krótki rys historyczny pisma na tle dziejów czasopiśmiennictwa akwarystycznego w Polsce. Już dzisiaj serdecznie zapraszam do lektury.
dr inż. Paweł Zarzyński, Redaktor Naczelny
Paweł Czapczyk
„Ptasie talerze” w szklarni, akwarium i oczku wodnym, czyli wszystko,co chcielibyście wiedzieć o niepowtarzalnych roślinach z rodzaju Victoria
dr Hubert Zientek
Gębacz wielobarwny, czyli syn marnotrawny powrócił
dr n. wet. Joanna Zarzyńska
Nieuleczalne choroby ryb akwariowych
Paweł Soja
Melanochromis vermivorus – mało znany kuzyn Melanochromis auratus
149A.jpg (Rozmiar: 41.05 KB / Pobrań: 470)
Od redakcji
Szanowni Państwo!
Kiedy przed z górą ćwierćwieczem jako kilkulatek rozpoczynałem swą przygodę z akwarystyką, była ona dla mnie największą z ówczesnych pasji. Do dziś doskonale pamiętam, jak podczas każdej wizyty w pobliskim mieście biegłem z wypiekami na twarzy, ściskając pod pachą pusty słoik po przetworach (w takich słoikach podówczas przewoziło się rybki – o specjalnych torebkach nikt wtedy nie słyszał) do jedynego w okolicy sklepu zoologicznego. Prowadził go brzuchaty pan, który – sądząc po kolorze jego nosa – miał, poza akwarystyką, jeszcze przynajmniej jedno życiowe hobby… W może 20. sklepowych zbiornikach pływały gupiki, mieczyki, molinezje, brzanki różowe, gurami… Zwykły zbrojnik niebieski bywał rarytasem, na który trzeba było czekać nawet kilka tygodni. Patrząc z perspektywy dzisiejszych marketów zoologicznych, oferta tamtego sklepiku była więcej niż skromna. Nie miało to jednak znaczenia – liczyła się bowiem tylko pasja pielęgnowania rybek, w obliczu której nawet pospolite „żyworódki” urastały do rangi egzotycznych rarytasów.
Dlaczego o tym piszę? Otóż marzy mi się, aby również dzisiejsze pokolenie ośmio- czy dziewięciolatków, tak jak ja przed ponad 25 laty, miało swoje życiowe pasje i zainteresowania. Choć brzmi to zatrważająco, znaczny odsetek dorosłych Polaków deklaruje bowiem w sondażach, że „nie ma żadnego hobby”. To niebywałe, bo przecież istnieje tyle fantastycznych aktywności, którymi można zapełnić czas wolny od pracy. Niestety, wielu naszych rodaków wybiera leżenie na kanapie przed telewizorem z puszką piwa i paczką chipsów w ręku… A jeśli tak postępują rodzice, to na kim mają wzorować się ich dzieci i jakie stereotypy zachowań przejmą? Dlatego uważam, że szczególnie ważne jest ukazywanie dzieciom istnienia różnorodnych zainteresowań, właśnie takich jak np. akwarystyka. Szansą na to jest jeden z najmodniejszych obecnie trendów w obrębie tego hobby zwany nanoakwarystyką, czyli po prostu sztuka zakładania bardzo małych akwariów. Zbiornik taki nie wymaga dużych nakładów finansowych, zmieści się w każdym, nawet najmniejszym pokoju, a przy odrobinie wiedzy i wprawy nie jest kłopotliwy w utrzymaniu. Jednocześnie dostarcza tej samej przyjemności co większe akwarium, pozwalając wszystkim osobom w każdym wieku poznawać urokliwe piękno podwodnego świata.
Paweł Zarzyński
Redaktor Naczelny Zeszytów Akwarystycznych
Joanna i Paweł Zarzyńscy: Ryby do małego akwarium słodkowodnego
Mianem „nanoakwariów” określa się zwykle miniaturowe zbiorniki o pojemności do 30 litrów. Zwyczajowo są one domem dla krewetek, ślimaków, małych raczków i innych bezkręgowców. Wielu akwarystów nie wyobraża sobie jednak akwarium bez pływających w nim ryb. Czy w tak małym zbiorniku można z powodzeniem pielęgnować jakiekolwiek ich gatunki? Ależ oczywiście! Co więcej, jest ich całkiem sporo, zaś wybór na rynku stale się powiększa, bowiem nanoakwarystyka wciąż zyskuje na popularności. Na łamach bieżącego numeru Zeszytów Akwarystycznych dokonamy prezentacji kilkunastu gatunków „nano-ryb”, przedstawimy ich wymagania oraz doradzimy, jak dobrać najwłaściwszy gatunek do Państwa akwarium. Jest to o tyle istotne, że, niestety, bardzo często zdarza się, iż do małych zbiorników trafiają ryby zupełnie do tego nieodpowiednie. W dużej mierze przyczynia się do tego brak wiedzy lub ignorancja sprzedawców w sklepach, jak również brak zrozumienia przez początkujących akwarystów podstawowych potrzeb poszczególnych gatunków ryb. Do najczęściej popełnianych błędów należy umieszczanie w maleńkich 25-litrowych akwariach złotych rybek, bocji, zbrojników niebieskich, mieczyków, a nawet skalarów. Wśród prezentowanych poniżej gatunków znajdują się „sprawdzone” ryby, doskonale dające sobie radę nawet w maleńkim zbiorniku bez szkody dla ich dobrego samopoczucia. Są między nimi zarówno zwierzęta doskonale znane i hodowane w akwariach od dziesięcioleci, jak choćby neon Innesa, bojownik wspaniały czy prętnik karłowaty, wprowadzone do hodowli przed kilku-, kilkunastoma laty, ale już „zadomowione” i często spotykane (np. gupik Endlera czy razbora „Galaxy”), jak i nowości takie jak Boraras brigittae. Niektóre z prezentowanych ryb to gatunki „zapomniane” – niegdyś pospolite wśród akwarystów – obecnie zaś niemal niespotykane w handlu (drobniczka jednodniówka, skrzeczyk karłowaty, a nawet proporczykowiec z Kap Lopez). Nie brak również ciekawostek, takich jak głowaczek barwny czy kolcobrzuch karłowaty. A przecież to tylko propozycje – gatunków idealnych do nanoakwariów jest znacznie więcej, zaś ich opisy z łatwością zapełniłyby nie tylko jeden Zeszyt Akwarystyczny, ale opasłe tomiszcze… Tym bardziej więc zachęcamy do zainteresowania się nanoakwarystyką i… zapraszamy do lektury.
33ZA male ryby.jpg (Rozmiar: 52.47 KB / Pobrań: 468)