27-09-2012, 10:57 AM
(27-09-2012, 10:43 AM)Ruki napisał(a): Bo co ma zrobić akwarysta, który ma 50 czy 100 młodych pielęgnic dla których nie może zapewnić godziwego domu? Oddać do sklepu, gdzie większość(zazwyczaj) będzie skazana na pewną śmierć? Trzymać u siebie, powodując tym skrajne przerybienie, pogorszenie warunków dla pozostałych ryb, co ostatecznie może doprowadzić do chorób? Czy to co ja napisałem w pierwszym poście- wspomóc hodowcę dużych rybojadów dawką pokarmu. Niby okrutne, ale przynajmniej szybka śmierć i czemuś posłuży.
Łukasz Twój przypadek rozpatrujesz indywidualnie, bo akurat masz takie warunki. Ale trzema patrzyć trochę bardziej optymistycznie, nie mozna od razu skazywać ryb, które oddasz do sklepu na śmierć, a może akurat trafią do dobrego sklepu i jakiś poczciwiec je kupi, da im dobry dom i będzie je dalej rozmnażał. Inny będzie miał na tyle miejsca i warunków, że trzymaniem młodych nie będzie powodował przerybienia, a może w koncu znajdzie się chętny i ktoś je przygarnie, choć w części. Skarmianie rybami, może okrutne ale w ostateczności jest jakimś wyjściem.
Zawsze możemy wspomóc rybami naszych zagranicznych sąsiadów i nie widzę w tym problemu, że np mój cały pierwszy miot Guianacara poszedł na Litwę, jeśli w kraju nie znajdzie się na nie chętny. Zawsze będzie ta możliwość, czy będzie to Litwa, Niemcy, czy jeszcze inne kraje, że te rybska gdzieś będą, nie w Afryce, Ameryce ale "pod nosem". Także dla mnie odpowiedź na pytanie jest prosta.