26-09-2012, 20:37 PM
W ostatnich dniach zacząłem się poważnie zastanawiać nad tą kwestią i chętnie poczytałbym co inni mają do powiedzenia. Zatem, pora zaczesać grzywkę na oczy i piszemy.
Zaczynam dochodzić do wniosku, że czasami po prostu nie warto rozmnażać naszych podopiecznych. Tyczy się to zwłaszcza tych rzadszych czy "mniej atrakcyjnych"(potocznie zwanych szarymi) gatunków. Niemożność sprzedania, ba!, nawet oddania za darmo rarytasów, na które dmuchamy, chuchamy, dbamy ile wlezie działa, przynajmniej na mnie bardzo deprymująco. Kiedy to zaczynam się zastanawiać co zrobić z kolejnymi młodymi i jedynym sensownym rozwiązaniem, które przychodzi mi do głowy, jest oddanie ich jako pokarm dla wężogłowów znajomego. Wolę by moje ryby miały szybką śmierć i posłużyły in plus(nawet jako dobre papu) jakiemuś innemu hodowcy niż oddać je do sklepu zoologicznego, gdzie 80% rzadszych ryb po prostu się marnuje. Czy to w rękach nieodpowiednich ludzi czy to skazanych na wieczny(czasami bardzo krótki) pobyt w sklepie.
Nie piszę tego tematu by się wyżalić, że nie mogę sprzedać ryb. Bo kto mnie trochę zna to wie, że wychodzę na akwarystyce jak Zabłocki na mydle. Najbardziej boli mnie to, że przez taką sytuację na naszym rynku wspaniałe gatunki pielęgnic znikają. W najmniejszym stopniu się to chyba tyczy Tanganiki czy Malawi, ale już w przypadku barwniaków(przykładowo Wouri) czy rarytasów z Ameryki Centralnej jest to nagminne. Podobna sytuacja ma też miejsce z pielęgniczkami.
Ciekaw jestem waszego zdania w kwestii co jest tego przyczyną. Mi się wydaje, że przyczyną tego jest nadmiar ryb względem ilości potencjalnych nabywców. Kupno ryb dzikich teraz nie jest żadnym problemem(z roku na rok zwiększa się ilość importerów), a mam wrażenie że ilość ściśle wyspecjalizowanych hobbystów maleje(zmieniają "branże" lub zmniejszają się im możliwości). Kwestię finansową raczej można pominąć, zwłaszcza w takich przypadkach kiedy nawet ryby oddawane za darmo nie mogą znaleźć nabywców.
Zaczynam dochodzić do wniosku, że czasami po prostu nie warto rozmnażać naszych podopiecznych. Tyczy się to zwłaszcza tych rzadszych czy "mniej atrakcyjnych"(potocznie zwanych szarymi) gatunków. Niemożność sprzedania, ba!, nawet oddania za darmo rarytasów, na które dmuchamy, chuchamy, dbamy ile wlezie działa, przynajmniej na mnie bardzo deprymująco. Kiedy to zaczynam się zastanawiać co zrobić z kolejnymi młodymi i jedynym sensownym rozwiązaniem, które przychodzi mi do głowy, jest oddanie ich jako pokarm dla wężogłowów znajomego. Wolę by moje ryby miały szybką śmierć i posłużyły in plus(nawet jako dobre papu) jakiemuś innemu hodowcy niż oddać je do sklepu zoologicznego, gdzie 80% rzadszych ryb po prostu się marnuje. Czy to w rękach nieodpowiednich ludzi czy to skazanych na wieczny(czasami bardzo krótki) pobyt w sklepie.
Nie piszę tego tematu by się wyżalić, że nie mogę sprzedać ryb. Bo kto mnie trochę zna to wie, że wychodzę na akwarystyce jak Zabłocki na mydle. Najbardziej boli mnie to, że przez taką sytuację na naszym rynku wspaniałe gatunki pielęgnic znikają. W najmniejszym stopniu się to chyba tyczy Tanganiki czy Malawi, ale już w przypadku barwniaków(przykładowo Wouri) czy rarytasów z Ameryki Centralnej jest to nagminne. Podobna sytuacja ma też miejsce z pielęgniczkami.
Ciekaw jestem waszego zdania w kwestii co jest tego przyczyną. Mi się wydaje, że przyczyną tego jest nadmiar ryb względem ilości potencjalnych nabywców. Kupno ryb dzikich teraz nie jest żadnym problemem(z roku na rok zwiększa się ilość importerów), a mam wrażenie że ilość ściśle wyspecjalizowanych hobbystów maleje(zmieniają "branże" lub zmniejszają się im możliwości). Kwestię finansową raczej można pominąć, zwłaszcza w takich przypadkach kiedy nawet ryby oddawane za darmo nie mogą znaleźć nabywców.
Nie udzielam porad na PW, od tego jest forum
Ponad 1000l wody w obiegu, a w nim 13 gatunków ryb, z czego pielęgnic 9
pozdrawiam, Łukasz
Ponad 1000l wody w obiegu, a w nim 13 gatunków ryb, z czego pielęgnic 9
pozdrawiam, Łukasz