30-07-2017, 23:35 PM
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 30-07-2017, 23:44 PM przez gustawksp.)
No to zapowiada sie fajny wyjazd.Rozumiem ,ze ladujecie w Limie i z Limy samolotem do Iquitos co by czasu nie tracic?Zamierzacie zabierac ryby do Polski?Aha ,prosba ,nie wylapcie wszystkiego hehe.A tymczasem wracamy do relacji.Odstawiamy Niemki w Letici i plyniemy w gore Amazonki.Zatrzymamy sie u tesciowej Louisa nad odnoga rzeki ,ktora nazywaja poprostu Canal.W Peru chyba zaczela sie pora deszczowa ,gdyz rzeka plyna olbrzymie konary ,korzenie ,galezie.Alfredo musi wytezac wzrok,aby sie nie wpierniczyc lodzia na nie.Doplywamy.Dom jest na palach,jest drewniany,bez pradu.Pomimo spartanskich warunkow ,jest bardzo czysto.Oczywiscie maja telewizor i codziennie na jakies 2 godziny robia sobie prad agregatem,aby obejrzec wiadomosci i takie tam.Odbieraja tylko kolumbijska telewizje,dlatego ,ze jedynym wiekszym miastem w okolicy jest Leticia.W domu jest tesciowa ,zona z ok.rocznym synkiem i 16letni szwagier.Zapoznaje sie ze wszystkimi,sa bardzo mili,tylko tesciowa nie bardzo moze sobie uzmyslowic gdzie jest ta Polonia.Cos tam kiedys slyszala ,wie ze papierzem byl Polak ,ale gdzie to jest to czarna magia.Wypytuje sie o wszystko ,a jak jej mowie ze zima spada snieg i sobie tak lezy i wszystko jest biale ,do tego jest zimno to smieje sie jak dziecko i mam wrazenie ,ze nie dokonca mi wierzy.Szwagier zabiera mnie na wycieczke po okolicy.Za domem maja kury ,ogrodek i wychodke.Dalej jest dzungla.W ogrodku rosnie cebula,papryka jakas fasolka,yuka,mango,papaja,kakao.Zbiory maja przez caly rok,tylko mniej wiecej raz na dwa lata przenosza ogrodek w inne miejsce ,aby ziemia odpoczela.Sa mozna powiedziec prawie samowystarczalni.Lazimy ze szwagrem po lesie i podziwiam te roznorodnosc .Mamy ze soba maczety i nimi wyrebujemy sobie droge.Szwagier zatrzymuje sie przy drzewie maczeta nacina kore i wyciaga gume z pod niej.Jest to kauczuk.Za chwile nacina inne drzewo i z niego wyplywa jakas ciecz.Nie mozna tego dotykac ,gdyz jest to bardzo niebezpieczne.Pali to to skore i leczenie jest bardzo skomplikowane.Inne drzewo z kolei jest przeciwienstwem poprzedniego.Ucina galaz i pijemy chlodniutka wode z kawalka drewna.To jest fascynujace.Na drzewach wyleguja sie tarantule,weze i innego rodzaju paskodztwo.Czekaja na noc ,wtedy ruszaja na lowy.Poszlismy noca ,z latarkami,aby je zobaczyc w akcji.Na drzewach wyleguja sie leniwce,papuzki sobie fruwaja, wielkie motyle,muszki ,komarki .fajowo .Zycie wre.Po obiedzie Plyne z chlopakami w glab dzungli do osady ,gdyz Louis ma tam jakas sprawe do zalatwienia.Poszedl do soltysa ,a ja chodze sobie pomiedzy domami.Wszyscy sa bardzo przyjacielscy,mili i chca mi pokazac jak najwiecej.Dzieci lataja ,wymyslaja jakies gry ,zabawy ,skacza do wody jak Tarzan z lian,chyba chca sie przedemna popisac.Pytam sie Louisa o edukacje tych dzieci.Mowi mi ze jeszcze rok temu przyjezdzala nauczycielka 2 razy w tygodniu i dzieci zbieraly sie w najwiekszym budynku osady i uczyly sie pisac ,jakies podstawy matematyki i tak dalej.Ale rzad peruwianski robil ciecia w budzecie i teraz nie ma szkoly.Cala odpowiedzialnosc za edukacje spoczela na rekach rodzicow.Moze to lepiej,moze gorzej,nie wiem.Wiem jedno ,ze majac 7 czy 8 lat chcialbym zyc w Amazonii.