Rano jestem pod biurem .Jest pewien problem,gdyz wyplynac mamy z Tabatinga w Brazyli,a ja nie mam wizy.Siadam z szefem na jego motor,nakladam kask na dynke i bocznymi uliczkami jedziemy.Nie wiadomo kiedy jestem juz w Brazyli.Jedyna roznica to napisy po portugalsku i ceny nie w pesos a w realach.Zostawia mnie na nadbrzezu i wraca do Kolumbi po swojego pracownika ,z ktorym poplyne do Benjamin Constant ,a tam przesiade sie na wlasciwa lodz .Troche sie obawiam ,gdyz policja krazy po porcie i boje sie ,ze mnie zaczepia i sprawdza dokumenty.Bylaby troche kicha .Ale po jakims czasie wracaja i idziemy kupic bilety na lodz.Odplywamy.Plyniemy Amazonka do Benjamin Constant.Jest to taki ichni PKS,z ta roznica ze droga jest rzeka,autobusem lodz.Po ok 2 godzinach doplywamy.Tutaj czeka juz na mnie Alfredo,z ktorym poplyne dalej.Alfredo jest Peruwianczykiem,a nastepne 4 dni spedze w dzungli po peruwianskiej stronie.Ok ,zajebiscie kolejny kraj na moim koncie
.No to w droge,jeszcze tylko male tankowanie w Cpnie na wodzie i wplywamy na Rio Javari.Jest to rzeka o dlugosci ok1000 km i wyznacza granice miedzy Peru a Brazylia a wpada do Amazonki dokladnie w Benjamin Constant.Naszym celem jest doplyniecie do domu ktory jest baza wypadowa w dzungle.Na stale mieszka tam jeden koles i dwa psy a my spedzimy tam jedna noc.Sa juz tam 2 Niemki ,ktore studiuja w Bogocie i nastepnego dnia musza byc w Letici,gdyz wracaja do stolicy.Zapoznaje sie ze wszystkimi a Louis bedzie naszym przewodnikiem.Louis tez jest Peruwianczykiem ,jest urodzony tutaj w Amazoni i zna te rejony jak wlasna kieszen.Pyta sie mnie czy nie chce sie odswierzyc po podrozy.Pewnie ze chce ,ale nie ma tutaj lazienki ,a w rzece nie bardzo ze wzgledu na piranie i anakondy.Mowi Alfredo ,zeby zabral mnie na kapiel.Znow do lodzi i plyniemy gdzies.Po ok 15 minutach wplywamy w jakies krzaki i moim oczom ukazuje sie jezioro.Jest to jezioro po brazylijskiej stronie i ma polaczenie z rzeka waskim przesmykiem.Zaleta tego jeziora jest to ,ze mozna bezpiecznie sie tam kapac.Nie ma anakond ,pirani,kajmanow.Morda sama mi sie smieje ,gdyz woda jest zgola odmienna od rzecznej.Amazonka i Javari tocza swe metne wody o przejrzystoci 0 mm.Tutaj mamy prawdziwe czarne wody.Skaczemy z lodzi i normalnie pieknosci.Woda jest cieplutka i pomimo swego zabarwienia widac na kilka metrow.Ciesze sie jak dziecko.Czuje sie jakby do wody ktos dodal mydla taka mieciutka.Super.Po kapieli podplywamy do brzegu i Alfredo pokazuje mi co mozna jesc ,a czego bron Boze nie.Lezymy na brzegu,obrzeramy sie jakimis sliwkopodobnymi owocami ,wygrzewamy sie w sloncu.Ale blogo.Czego chciec wiecej od zycia?Niestety nic nie moze przeciez wiecznie trwac.Wracamy.Pada propozycja ,aby te noc spedzic w dzungli.No oczywiscie ,ze jestem za.Mam dwie opcje.Albo plynac ze wszystkimi przygotowac nocleg ,albo zostac i zatroszczyc sie o kolacje.Zostaje z wlascicielem domu.Naszym zadaniem jest nalowic ryb tyle aby kazdy nie byl glodny.Na brzegu zaparkowana stoi sobie lodeczka ,ktora poplyniemy na ryby.Lodka przecieka i musimy ja oproznic z wody.Wachlujemy jakimis plastikowymi miseczkami i w tym momencie do lodki wskakuje ryba.Jest to plaskobok, najwiekszy jakiego w zyciu widzialem.Mamy wiec przynete.Mamy kije z kawalkiem zylki,ciezarkiem i haczykiem.Lowienie wyglada tak ,ze zaklada sie kawaleczek ryby na haczyk i napiernicza sie wedka kijem w tafle wody.Po chwili zarzuca sie przynete i czeka na branie.Nalowilismy ze 20 pirani i kilkanascie sumikow.Kazda ryba laduje na dnie lodzi ,gdzie sobie leza w wodzie ,gdyz lodz przecieka.Trzeba uwazac na stopy,bo piranie sa zdenerwowane i moga ugryzc w palec,a zeby maja faktycznie bardzo ostre.Wracamy do chaty.Niemki z Alfredo i Louisem tez wracaja i biora sie za przyzadzanie kolacji.Moj wspoltowarzysz wedkarskiej przygody zabiera mnie na drugie jezioro nieopodal domu i tam zastawiamy sieci na noc.Rano okazuje sie ze zlapaly sie tylko 2 sumy ok 50 cm.Po zjedzeniu pirani wskakujemy do lodzi i odplywamy na nocleg do dzungli.Po brazylijskiej stronie jest fajna polanka nad rzeka i tam bedziemy spac.Mamy hamaki ,moskitiery,zbieramy drzewo i robimy sobie ognisko.Louis opowiada o tym rejonie ,o Amazonce o anakondach o Pablo Escobarze i narkotykach ,ktore on widzial jak byly szmuglowane z tad .Bardzo ciekawe ,ale to juz chyba na inna opowiesc.Ognisko sie dopala ,my ladujemy sie do hamakow,pora spac.Lecz to nie takie latwe.Temperatura drastycznie spada,a las zaczyna zyc swoim nocnym zyciem.Odglosy dochodza ze wszad.A to owady ,a to ptaki a najbardziej przerazajace sa krzyki malp.Alfredo mowi ze malpy sobie zasypiaja na drzewach,a w tym czasie pantery probuja sie do nich dostac.I one tak mordy dra ,aby ostrzec przed niebezpieczenstwem inne.No nie idzie spac.Zawsze myslalem ze noca jest cicho ,a tam dopiero sie kotluje.Super przezycie.Polecam kazdemu.Rano zwijamy oboz i poplyniemy do Letici odstawic Niemki,a ja dalej do Louisa tesciowej ,ktora mieszka nad Amazonka.Tam bede 2 dni i sprobuje sie wtopic w ta spolecznosc lokalna dzikusow z Amazoni.(zarcik oczywiscie.Zazdroszcze im ich zycia).Pozdrowienia i zapraszam do komentowania i zadawania pytan, jesli takowe macie.