Sprawa jest wielowątkowa, i skomplikowana. Dlatego sądzę, że nie ma prostych rozwiązań
Narazie zrobiła się nam taka oto ciekawa sytuacja:
- podajecie argumenty, że prywatne ma swoje minusy
- ja podaje argumenty, że państwowe ma swoje minusy
- no i argument, że "dobro wspólne", czyli np. zarządzane przez organizacje ponadnarodowe, też ma swoje poważne minusy (arsik podał przykład z UNESCO z książki Cejrowskiego)
Pozostaje jeszcze opcja, że "niczyje" - czyli, że np. nikt się tym nie zajmuje, natura sama sobie to pozostawia.
Cytat:Ja bym to raczej określił mianem dobra wspólnego.
Jak wyżej. Jeśli "dobro wspólne", to jak sobie to wyobrażasz? Masz dwie opcje - albo jakieś organizacje ponadrządowe, ponadanrodowe, jak UNESCO (zajrzyj do źródła które podał arsik), albo jak wspólne to niczyje (na zasadzie komuny; mieliśmy w Polsce komune, to wszyscy to znamy, co znaczy "dobro wspólne" - no po prostu niczyje, czyli można zniszczyć, rozkraść itd - jako Polacy znamy to przecież z praktyki! Dlatego nie mam pojęcia jak sobie to de facto wyobrażasz?
Podobnie jeśli - jak chce arsik - właścicielami mają być Indianie - to mogą oni np. zakazać innym korzystania, np. wyławianai ryb w celach akwarystycznych. Czyli de feacto skończy się tym, że nie będziemy mieli ryb z odłowu
Podobnie jeśli zarządcą będzie Brazylia - to też może dać taki zakaz. Właściciel prywatny de facto również, ale... znając właścicieli prywatnych, ten przynajmniej najlepiej zadba o to aby gatunek przetrwał, zapewne też będzie sprzedawał ten gatunek. Tu sprawa lekko zahacza o to, co robią wszyscy importerzy ryb akwariowych - właśnie coś podobnego.
PRYWATNY ZARZĄDCA CZY CENTRALNY ZARZĄDCA?
Jeśli chcesz dowieść, że centralny zarządca jest lepszy od prywatnego, to musiałbyś albo obalić argumenty profesora Huerta de Soto - w swojej najnowszej książce "Socjalizm, rachunek ekonomiczny i funkcja przedsiębiorcza" udowadnia, że centralne sterowanie de facto jest niemożliwe, wadliwe i nazywa je wprost: błędem intelektualnym. Mógłbyś też wykazać w praktyce, że centralny zarządca może być lepszy od prywatnego - czyli podać przykłady. Jak narazie ja nie znam takich przykładów - to co mówiłem: od budowy samochodów (gdy był centralny zarządca to stać go było tylko na stworzenie malucha), poprzez edukacje, służbe zdrowia i w końcu zarządzanie zakładami (państwowe zazwyczaj przynoszą strarty). Wydaje się to regułą, jeśli są od niej jakieś odstępstwa, to tylko jako wyjątki tę regułę potwierdzające. Więc byłoby chyba naiwnością twierdzić, że w przypadku np. rezerwatów byłoby odwrotnie? Jakim cudem - skoro w innych dziediznach się to nie sprawdza - nagle w dziediznie prowadzenia rezerwatu państwowy miałby być lepszy od prywatnego? (zwłaszcza, że mamy mnóstwo empirycznych przykładów, że prywatne zarządzanie rezerwatami przynosi duże korzyści i jest skuteczne! Ale o tym później).
Gdybyś chciał udowodnić wyższość państwowego, centralnego zarządcy, nad prywatnym, stanąłbyś przed jeszcze jednym wyzwaniem... Chodzi o prawo Savasa! Nowojorski profesor E S (Steve) Savas sformułował "Prawo Savasa" ustalające, że jeśli jakakolwiek usługa publiczna (-państwowa) zostanie przywrócona do formy dobrowolnej umowy (-sektora prywatnego), oszczędzamy do blisko 40% środków. Czyli: prywatny robi wszystko lepiej od państwowego, taniej i skuteczniej nawet do 40%! Czyli jak masz jakiś rezerwat zarządzany przez państwo, to niemal możesz mieć pewność, że gdyby był zarządzany przez właściciela, to byłby zarządzany nawet w 40% lepiej, skuteczniej, wraz z o tyle lepszą ochroną żyjących na nim gatunków.
CZY MAMY WOLNY RYNEK?
Cytat:Nim się w takiej kwestii zaczniesz wypowiadać zasięgnij trochę wiedzy. Wink Wszystkie wody płynące należą do skarbu państwa. Mogą być dzierżawione i wtedy na dzierżawce spada obowiązek prowadzenia gospodarki rybackiej. I to z jego kieszeni to wszystko jest płacone.
To oznacza właśnie, że nie rozumiesz istoty problemu - być może z tego powodu, że nigdy się nad tym nie zastanawiałeś (tak jak ja do niedawna, i jak ponad 90% społeczeństwa). Po pierwsz, i najważniejsze, to co napisałeś, świadczy o tym, że w tym sektorze wcale nie ma wolnego rynku! A jak nie ma wolnego rynku, to wszystko musi zostać wywrócone do góry nogami, z wyniszczaniem zasobów włącznie... Dlaczego? Mógłbym tu dużo pisać, ale inni napisali to ode mnie lepiej, wszystko inne byłoby tylko powtarzaniem się. Dlatego zacytuję Rothbarda
http://pl.wikipedia.org/wiki/Murray_Rothbard W tym tekście masz wyjaśnione, dlaczego to co napisałeś, czyli obecna sytuacja w tym sektorze, to nie wolny rynek, i dlaczego musi ona prowadzić do wypaczeń:
Cytat:"Prawdą jest, że niekiedy dochodziło i dochodzi do nadmiernej eksploatacji niektórych surowców naturalnych. W żadnym z tych przypadków przyczyna nie leży jednak w "chciwości kapitalistów". Przeciwnie, powodem wyczerpania zasobów jest nieumiejętność rządu, który nie potrafi przystać na prywatną własność surowców, nie umie kierować się logiką prawa własności prywatnej wystarczająco konsekwentnie. Za przykład mogą posłużyć zasoby drewna. Większość lasów na zachodzie Ameryki i w Kanadzie nie jest prywatną własnością, tylko należy do rządu federalnego albo rządu prowincji. Rząd dzierżawi użytkowanie lasów prywatnym przedsiębiorstwom drzewnym. Prywatna własność dotyczy więc tylko rocznego korzystania z zasobu, a nie samego lasu, samego surowca. W tej sytuacji prywatna spółka drzewna nie jest właścicielem wartości kapitałowej i nie musi się przejmować wyniszczeniem samego źródła surowca. Nie ma bodźców ekonomicznych, które skłaniałyby ją do dbałości o zasoby, do ponownego zadrzewiania wyeksploatowanych terenów itd. Jedynym celem przedsiębiorstwa jest wycięcie jak największej ilości drzew w jak najkrótszym czasie, a podtrzymywanie wartości kapitałowej lasu nie ma w jego przypadku żadnego sensu ekonomicznego. W Stanach Zjednoczonych głównym winowajcą jest Służba Leśna Departamentu Rolnictwa USA, która jest właścicielką lasów i oddaje w roczną dzierżawę prawa do wyrębu, co prowadzi do zniszczenia drzewostanu. Natomiast w lasach będących własnością prywatną dużych firm handlujących tarcicą, takich jak Georgia-Pacific i U.S. Plywood, stosuje się naukowe metody wyrębu i zalesienia w celu zapewnienia dostaw surowca w przyszłości. Inną negatywną konsekwencją tego, że amerykański rząd nie zezwalał na prywatną własność surowców, było zniszczenie pod koniec XIX wieku prerii na Zachodzie. Każdy, kto oglądał westerny, wie, co oznaczają owiane nimbem tajemniczości "tereny otwarte" i zna problem brutalnych "wojen" o parcele rolne między hodowcami bydła, hodowcami owiec i farmerami. "Tereny otwarte" były wynikiem błędnego zastosowania przez rząd polityki osadnictwa do warunków suchszego klimatu panującego na zachód od Mississippi. 160 akrów, które osadnik otrzymywał na Wschodzie z puli gruntów rządowych, w wilgotniejszym klimacie stanowiło jednostkę wystarczająco dużą jak na potrzeby racjonalnej gospodarki rolnej. Ale w suchym klimacie, który panował na Zachodzie, nie sposób było prowadzić opłacalnej hodowli bydła lub owiec na 160 akrach. Mimo to rząd federalny nie zgodził się na powiększenie jednostki ponad 160 akrów, by umożliwić zakładanie większych farm hodowlanych. Stąd wziął się pomysł "terenów otwartych". Dzięki niemu właściciele bydła i owiec mogli przepędzać swobodnie swoje stada po pastwiskach należących do rządu. Oznaczało to jednak, że nikt nie był właścicielem pastwisk, ziemia nie należała do nikogo. Każdy hodowca miał więc ekonomiczny interes w tym, żeby jego stado pasło się i wyjadało trawę jak najszybciej, zanim stado innego hodowcy ogołoci prerię z trawy. Rezultatem tragicznie krótkowzrocznej decyzji o odmowie przyznania prawa własności do pastwisk była nadmierna eksploatacja prerii i całkowite ich wyniszczenie spowodowane zbyt wczesnym wypasaniem na wiosnę. Nie było też możliwości rekultywacji terenów, na których wypasano bydło. Jeśli ktoś próbował obsiewać trawą jakiś teren, musiał później bezradnie patrzeć, jak kto inny wypasa w tym miejscu swoje bydło lub owce. W ten sposób doszło do wyeksploatowania Zachodu i do powstania "rejonu burz piaskowych" ("dust bowl"). Stąd również wzięły się - podejmowane przez wielu farmerów i hodowców - nielegalne próby wzięcia spraw w swoje ręce - grodzenie i wyznaczanie prywatnych gruntów oraz związane z tym częste wojny o tereny do wypasu."
(
źródło: M. N. Rothbard, O nową wolność. Manifest libertariański, fragment rozdziału 13: "Ochrona środowiska, ekologia i wzrost" - swoją drogą, warto przeczytać!)
SKĄD PAŃSTWO MA PIENIĄDZE NA UTRZYMYWANIE REZERWATÓW, GOSPODARSTW RYBNYCH ITD.?
Czyli inaczej - skąd państwo ma pieniądze, których potrzebuje, kiedy jest właścicielem?
Cytat:Kieszeń podatnika jest dopiero uderzana wtedy, kiedy budzimy się z ręką w nocniku i trzeba coś naprawiać. Wtedy są uruchamiane projekty restytucji, utrzymania itp. Z pieniędzy podatnika właśnie.
No właśnie... Kieszeń podatnika. Państwo z zasady ma tyle pieniędzy, ile wcześniej zabierze podatnikom. Skąd rząd Brazylii ma kase na ochrone Amazonii? Założe się, że głównie z podatków. Im więcej inicjuje się procesów ochrony różnych dziedzin, tym bardziej wzrastają wydatki państwa, a z nimi podatki. Obciążenia podatkowe w Polsce (nie wiem jak w Brazyli?) mamy tak duże (a od stycznie jeszcze wzrosną
), że przeciętnemu gospodarstwu domowemu trudno to już udźwignąć. Im wyższe podatki, tym bardziej spowalnia gospodarka, pracodawcy nie tworzą nowych miejsc pracy, zamykają danwe miejsca pracy, wzrasta bezrobocie, i mamy stagnacje, zastój w rozowju albo kryzys. Właśnie przez to mamy względną biede w Polsce, bezrobocie, własnie przez to kraje w Unii Europejskiej przestały się rozwijać. Takie są własnie skutki tego, że... "państwo jest właścicielem czegoś". Zgodnie z krzywą Laffera taka sytuacja (zbyt duże podatki) prowadzi właśnie do niszczenia państwa.
Kiedy jest włacicel prywatny to państwo nie ma tylu wydatków (gdyby jeszcze potrafiło tym dobrze zarządzać, i przynosić zyski i samoutrzymanie - ale zgodnie z prawem Savasa wiemy już, że zarządza do 40% gorzej, niżby to robił właściciel, dlatego pewnie większość rządowych przedsięwzięc przynosi straty i dla podatnika jest jak skarbonka bez dna... ).
A więc niby fajnie, że Amazonią opiekuje się Brazylia. Ale z drugiej strony jesli do tego celu, żeby zaopiekować się Amazonią, musi najpierw okraść - czyli zabrać pod przymusem - obywatela, to robi się to niemoralne (każda kradzież jest niemoralna). Jeśli w tym celu ma okradać kobiete samotnie wychowującą dzieci, rolnika, mnie, czy jakiegiekolwiek obywatela - to robi się mało śmiesznie. Ja chętnie daje pieniądze na cele ochrony przyrody czy na działalnośc charytatywną, ale to ma wartość tylko kiedy robie to dobrowolnie. Kiedy mnie okradają to już jest naprawde przesada (a socjalistyczne państwo bardzo chętnie okrada jednych i daje drugim, i robi to praktycznie bez żadnych hamulców).
A więc to jest ten piękny, niezauważalny często urok tego, "że właścicelem czegoś jest państwo".
Tu dodam, że nie ma nic przeciwko inicjatywom takim, w którym coś jest się w stanie utrzymać samo, bez sięgania do kieszeni podatników (tak jest napewno za każdym razem, gdy jest prywatne! Bo jest wówczas dobrze zarządzane). Podoba mi się na przykład jak to wygląda w Lasach Państwowych (Polskich) - ponoć nikt z nas na utrzymanie lasów nie wydaje ani złotówki. Jeśli to prawda, to super! Znaczy to, ze jest to instytucja dobrze zarządzana, nie niszcząca społeczeństwa (jak sobie powiedzieliśmy, podnoszenie podatków na jakiekolwiek wydatki przyczynia się do niszczenia społeczeństwa, np. bezrobocia i przede wszystkim biedy).
Ale można zapytać - skąd panowie leśniczowie mają więc kase? Z tego co wiem (a jak się mylę, to mnie poprawić!) finansują się np. poprzez sprzedaż drzewa. Po prostu robią wycinki lasów i sprzedają. Wiadomo, że wcale nie mało...
Gdyby był właściciel prywatny, to pewnie różnica byłaby taka, że nic by nie wycinał, a zamiast tego zrobiłby np. wstęp płatny do lasu czy puszczy czy rezerwatu. I taka byłaby zapewne różnica... I tu, i tu, są plusy i minusy.
A może w Brazylii rząd też się finansuje ze sprzedaży pewnych obszarów, tzn. wycinki? Nie wiem jaki tam system jest.
Cytat:Zatem jest to taki sam zarobek, a raczej rabunek i gwałt na naturze jak wycięcie lasów w Amazonii. A tutaj już nie stosujesz argumentów o bidnych kobitkach wychowujących same dzieci
No właśnie, czy rząd wycina lasy w Amazonii?
Decyzja Brazylii zaszkodzi Puszczy Amazońskiej
Znalazłem na stronie o ochronie Amazonii!
„Brazylijski senat utorował drogę dalszej nielegalnej wycince lasów, zgadzając się na nowe prawo faworyzujące rolnictwo i hodowlę bydła kosztem unikatowej na światową skalę przyrody Amazonii” – ostrzega organizacja ekologiczna WWF. „Przyjęte przez senatorów przepisy wydłużają też okres amnestii za niszczenie Puszczy Amazońskiej.”
Nowe prawo otwiera drogę do zniszczenia obszarów, które były dotąd uznawane za kluczowe dla ochrony Amazonii i wyłączone z działalności rolniczej. Teraz ma to się zmienić, wbrew opinii ekspertów i milionów Brazylijczyków, którzy sprzeciwiają się niszczeniu lasów w dorzeczu Amazonki.
tekst z dnia 9.12.2011, a więc sprawa świeża!
Widać rząd szuka jakiegoś sfinansowania się... Bywały przypadki w historii, że rząd szukają sfinansowania faktycznie bardzo nadwyrężał zasoby naturalne, niszczył lasy... Jak to mówi jedno z powiedzień: "Nie ma takiego okrucieństwa, przed którym powstrzymałby się rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy". Coś w tym jest! Centralny zarządca potrafi ograbić, nawet sam siebie z zasobów, to są doraźne działania, na wolnym rynku właściciel po rpostu nie może się do tego posunąc, bo byłby to jego koniec. Już pomijając zupełnie fakt, że... tam gdzie dominował centralny zarządca (kraje byłego ZSRR, Europy Wschodniej) zanieczyszczenia środowiska były ogromne (używanie przestarzałych technologii itp.).
JESZCZE UWAG KILKA
Z jednej strony, wydaje się, że wolny rynek rozwiązuje wiele problemów związanych z ochroną środowiska (choćby śmieci, odpady i zanieczyszczenie - na wolnym rynku to ty osobiście odpowiadasz za szkody wyrządzone innym - a więc to tobie zależy na skutecznym uporaniu się z problemem. Jednoczesnie tez nikt nie zaśmieca swojego własnego podwórka - jeśli już to zasmiecamy "dobro wspólne". Dlaczego tylu ludzi wywozi śmieci do lasu? "Bo to niczyje"). Z drugiej strony nie brakuje przykładów, kiedy państwo jako opiekun, tak naprawde szkodziło środowisku naturalnemu (i to w stopniu w którym nie byłby w stanie zaszkodzić żaden prywatny właściciel!).
Powszechnie myśli się, że prwatny to zanieczyści środowisko i zniszczy przyrode. Ale rzeczywistość pokazuje, że jest dokładnie odwrotnie - często prywatny lepiej dba o środowisko i jego czystość. No chyba, że nie jest to jego własność - a tylko dzierżawi, lub dostał za bezcen (np. dzięki łapówce) i wie, że jak zniszczy, to dostanie nowe w ten sam sposób (no ale to nie jest prywatne, to za każdym razem jest państwowe - w tle stoji państwo, które to umożliwa lub temu sprzyja).
Raport Narodowego Centrum Analizy Politycznej (National Center for Policy Analysis) z Dallas zatytułowany Progressive environmentalism: A Pro-Human, Pro-Science, Pro-Enterprise Agenda for Change zawiera wiele przykładów ilustrujących ten problem. I tak Zarząd Lasów Stanów Zjednoczonych wykorzystuje pieniądze podatników, by budować drogi (osiem razy więcej niż całkowita długość Systemu Autostrad Międzystanowych Stanów Zjednoczonych) do terenów zagrożonych ekologicznie w Górach Skalistych i na Alasce, tak by drwale mogli ścinać drzewa. Biuro Zarządu Ziemi subsydiowało zniszczenie trzech milionów akrów środowiska fauny przy użyciu wyrywających wszystko na swojej drodze urządzeń łańcuchowych, by zwiększyć obszar pastwisk dla trzody.
Chociaż rząd federalny posiada tylko 4,7 miliona akrów bagien i zachęcił do zniszczenia bagien prywatnych, około 11 000 prywatnych „Klubów kaczki” (duck clubs) zdołało uchronić od pięciu do siedmiu milionów akrów bagien. Osoby prywatne i organizacje, w tym nawet firmy nastawione na zysk, działały też na rzecz uratowania dużej ilości zwierząt zagrożonych przez skutki państwowych subwencji - w innych miejscach ratowały szatę roślinną zagrożoną antyproduktywną polityką rządową. Są to sprawy, o których rzadko mówią radykalni ekolodzy i inni zwolennicy szerokiego zakresu władzy państwowej.
W Anglii i Szkocji, gdzie istnieją prawa własności do łowienia w pewnych rzekach i strumieniach, utworzono prywatne dobrowolne stowarzyszenia, by skutecznie chronić te prawa przed zagrożeniami nadmiernego połowu i zanieczyszczenia. Zwykle rzeki i strumienie nie mają swoich prywatnych właścicieli (są „własnością publiczną”) i stąd mają niewielu prawdziwych opiekunów i obrońców (bo właściciel się o swoje troszczy, a jak jest "niczyje", czyli państwowe - to znajdzie się niewielu pasjonatów, gotowych się troszczyć. A jesli się znajdą, to i tak w zbyt małej ilości...
Prywatne rezerwaty i praki narodowe?
Znalazłem ciekawy tekst:
Prywatne parki narodowe i rezerwaty to coraz popularniejszy wśród amerykańskich miliarderów sposób na wydawanie pieniędzy.
Pionierem w tej dziedzinie jest Doug Tompkins, współzałożyciel firm Esprit i Northface, który od blisko 20 lat nabywa grunty w Patagonii – malowniczej krainie leżącej na pograniczu Chile i Argentyny. Dziś Tompkins zarządza blisko 900 tys. hektarów lasów tropikalnych, gór i rzek, inwestuje w ukochany Park Pumalin i nie przejmuje się oskarżeniami, że blokuje rozwój gospodarczy regionu, zgarniając tereny, które można by przeznaczyć pod budownictwo.
W ślady potentata odzieżowego idą inne rekiny biznesu, m.in. były magnat medialny Ted Turner i Roxanne Quimby, założycielka firmy kosmetycznej Burt’s Bees. Turner, który posiada 800 tys. hektarów ziemi na zachodzie Stanów Zjednocznych i 4 tys. hektarów w Argentynie, za pośrednictwem założonej przez siebie fundacji zasiedla dzikie tereny wilkami i niedźwiedziami.
Z kolei Quimby, właścicielka 32 tys. hektarów lasów w Maine na północnym wschodzie USA, próbuje utworzyć park narodowy. Zdaniem dziennikarza Edwarda Humesa, który niedawno opublikował książkę „Eco Barons”, w przyszłości Tompkins i jemu podobni zyskają uznanie jako liderzy walki o ocalenie Ziemi dla przyszłych pokoleń. Na razie uchodzą za dziwaków.