Cichlidae.pl - podyskutujmy o pielęgnicach

Pełna wersja: Kostaryka 2020 - 4 gringo i ubaw po pachy
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9
Czytam  Wasza relacje,ogladam zdjecia I tak mnie wzielo na wspominki.Ale by czlowiek znow pojechal,wyruszyl w nieznane.Przez to co teraz jest ,to niestety niemozliwe.Deprecha czlowieka bierze.Fajny ten wulkan,zawsze tam lubialem byc.Jezioro tez wypas.Strona wschodnia taka bardziej cywilizowana,a ta druga taka dzicz.Kilka farm ,droga szutrowa I co krok rzeki ,rzeczki ,potoki.Juz tesknie,to panowie dawajcie relacje.
09.03

Wczesna pobudka (koguty) i nerwowe kroki na zewnątrz żeby zweryfikować pogodę. Na szczęście tego dnia już wrócił błękit i nawet daleko na horyzoncie nie zapowiadało się na deszcz Smile

Ten dzień przeznaczyliśmy na spacer wokół wulkanu Arenal - niestety nie ma możliwości wchodzenia na górę w okolice krateru, podobnie jest z sąsiadującym wulkanem Chato - podobno jest dojście nad zalany krater, są zdjęcia w necie ale wszyscy, których pytaliśmy na miejscu informowali, że obecnie wprowadzili zakaz i może się to skończyć sporym mandatem. Ciężko stwierdzić na ile w tym prawdy i czy to nie jest podobnie jak z policją w tym kraju ale zapobiegawczo odpuściliśmy.

Kiedy nasze "leniwce" gramoliły się z łóżek Arenal jeszcze spał, pięknie przykryty kołderką Wink

[attachment=38916]

Ponieważ tego dnia nie było pośpiechu to najpierw pojechaliśmy na kawkę do miejscowej piekarnio-cukierni

[attachment=38921]

Naładowani miejscową kofeiną pojechaliśmy pod Arenal. U jego podnóża udostępniony był szlak dla turystów obejmujący kilkukilometrową ścieżkę prowadzącą do miejsca z pozostałościami lawy z erupcji w 1968 roku. Po drodze mijało się powstałe w tym czasie jeziorko Los Patos.

Początek wycieczki to dosyć bujny skrawek dżungli 

[attachment=38922]

tuż obok jeziora ścieżka przecinała małą kładką odpływ, nad którym nieustannie latały kolibry. Oczywiście staliśmy tam chyba z 15 minut a naczelny fotograf Kobuz próbował swoich sił

[attachment=38923]

 cała ekipa stała w bezruchu bo kolibry potrafiły na prawdę blisko podlecieć, nawet staraliśmy się nie rozmawiać jedynie dyskretnie nakierowywać fotografa na cel

[attachment=38924]

nie wiem czy coś wtedy Kobuzowi siadło czy nie ale pewnie jak dał radę to pochwali się w następnym poście Wink

Ja oprócz kolibrów spotkałem po drodze bardzo dziwne "zwierzę" i do tej pory nie wiem co to był za gatunek, wydaje się że bardzo rzadki endemit bo nie znalazłem podobnego w necie - może ktoś pomoże w identyfikacji ???

[attachment=38926]

Kolejny odcinek prowadził pod górę, momentami nawet dosyć zdecydowanie

[attachment=38927]

z czasem przerzedziło się a miejsce drzew zastąpiły liczne skały pokruszonej lawy

[attachment=38928]

droga powrotna w dół i na koniec całkiem przyjemna odmiana - "las" trzcinowy

[attachment=38929]

Wycieczka nie zaspokoiła mojego apetytu, przed wyjazdem do Kostaryki myślałem, że da się jednak podejść w okolice krateru i będzie bardziej ekscytująco. Ten spacerek u jego podnóża powiedzmy sobie, że dupy nie urywał Wink

W powrotnej drodze obiadek, taki bardzo miły "fast-fudzik", admin na prawdę był uradowany Tongue

[attachment=38937]

Po powrocie odpoczynek a potem Łojciec rzucił hasło, że możemy iść na tzw. kąpielisko nad rzekę. Mnie tam dwa razy nie trzeba mówić, jest woda - jest impreza Haha Jedynie brodacz został - pewnie znowu coś wrzucał na FB Tongue
No to ręczniki w dłoń i poszli - jedna ulica, druga, trzecia, kolejne skrzyżowanie... kolejne... i prawie zjarani na słońcu na frytki dotarliśmy do rzeki Fortuna. 
Nie wiedziałem gdzie w zasadzie prowadzi mnie ten nasz górnik ale na miejscu od razu mi się spodobało - piękny mały wodospadzik pod mostem, krystalicznie czysta woda, pod wodospadem miejsce głębsze do kąpieli i pływające tuby między nogami !!! trzeba czegoś więcej? Pewnie, że tak ----- BROWARÓW - ale i to jak każdego dnia zawsze mieliśmy przy sobie Haha
Tubylcy w tym miejscu zamontowali linę, której można było się uwiesić i po rozbujaniu wskakiwać do wody. Oczywiście mały rekonesans, przyczajka i każdy stwierdził, że my też tak zrobimy, no co - fajna zajawka. Ale jak już zbliżyliśmy się żeby podpatrzeć skoki innych to jakiś czarnoskóry osiłek niczym tarzan chciał zaimponować swoim skokiem - wpadł do wody i ... nagle zaczyna się topić!!! Jego kolega pomógł mu stanąć na nogach a on się zwija z bólu - okazało się, ze nie rusza barkiem, prawdopodobnie źle się trzymał liny i wystawił sobie bark. Potem pogotowie przyjechało i jakoś tak powoli nasz zapał do skoku wygasł Sad

Tyle co pamiętam z tego dnia, nie było nurkowania i kręcenia ryb ale to miejsce zostało "wpisane" na dzień kolejny.

PS. Taka mała dygresja wracając do wycieczki wokół Arenalu - jak kupowałem przed wyjazdem plecaczek to sobie wirtualnie ogarniałem co tam będę wkładał i w co taki plecak powinien być wyposażony - była taka specjalna obejma z boku, patrzę mówię sobie idealna na butelkę wody żeby ugasić pragnienie podczas wędrówek Dodgy Teraz wiem jaki ja głupi byłem - przecież na takie wypady nie zabiera się wody!!! Ani razu nie zainstalowałem tam butelki z wodą a bardziej przydatny okazał by się jakiś wewnętrzny organizer na puszeczki Tongue

[attachment=38935]
[attachment=38936]
Niniejszym informuje, że na kwarantannie schudłem, bo piwo zamieniłem na podobną ilość wodyMuza

A poniżej jeszcze dwa inne ujęcia wulkanu zrobione z szlaku:

[attachment=38947]

[attachment=38948]

I adminek zdziwiony, jak się przymierzył do listkaOklasky

[attachment=38949]
No faktycznie ,sam bym sie zdziwil ,bo ten listek ,jakis taki niewymiarowy.Predzej z Czarnobyla ,a nie z pura vida Kostaryki.A wulkan ma swoj urok.Kilka razy dziennie zmienia swoje oblicze I do tego,czasami noca pluje ogniem.A do krateru nie ma szansy sie dostac,za to w Nikaragui do kilku jak najbardziej ,chociazby do wulkanu Maderas na wyspie Ometepe na Jeziorze Nikaragua.
Po drodze na wulkan stanęliśmy przy pastwisku dla koni, skąd rozpościerała się świetna panorama Arenal.
[attachment=38950]

Wypas bydła na żyznej glebie pod wulkanem.
[attachment=38951]

Tak jak pisał Filas, pierwsza część trasy przebiegała w dżungli. Po drodze widzieliśmy zaloty kacykowców azteckich - niestety były dość wysoko. Wydają niesamowity dźwięk - warto wpisać w youtube Montezuma oropendola Smile
[attachment=38952]

Nad jeziorkiem Laguna Los Patos, które powstało po wybuchu wulkanu w 1968 roku.
[attachment=38953]

Oczywiście musieliśmy sprawdzić, czy były tam ryby, a jakże - ale tylko Astyanaxy.
[attachment=38954]

Samica bazyliszka
[attachment=38955]

Wspomniany koliber - w locie w ciemnym lesie nie sposób go uchwycić, a na gałęzi niewiele łatwiej...
[attachment=38956]

Motyl (Heliconius melpomene)
[attachment=38957]

W Kostaryce zawsze trafi się jakiś ciekawy pająk
[attachment=38958]

Widok na jezoro Arenal
[attachment=38959]

Srokal białogardły - taka "trochę" sójka
[attachment=38960]

I storczyki. Jak ktoś wie, co to ten pomarańczowy, to zapraszam do komentowania, bo chętnie widziałbym go u siebie w doniczce Smile
[attachment=38961]

[attachment=38962]

[attachment=38963]

[attachment=38964]

[attachment=38967]

[attachment=38968]
Ten pomarańczowy o który pytasz to Epidendrum radicans
http://www.orchidarium.pl/AdoZ/html/Epid...dicans.htm
A to ciekawe, bo Epidendrum mam, ale myślałem że to coś innego, bo kształt łodygi trochę inny i kwiaty większe. Ale jak już napisałeś to może faktycznie to...?
Dużo zależy od tego w jakich warunkach rośnie storczyk. Te w naturze zawsze będą dużo okazalsze niż domowe i trochę inaczej wyglądały.
10.03

Dzień przeznaczony na eksplorowanie pobliskich rzek, wypoczynek, mały spacer po mieście i spakowanie się na dalszą podróż w stronę oceanu - czyli ostatni dzień w centrum Kostaryki - jak dla mnie i tak długo w tym miejscu Wink


Pierwsza rzeka nad jaką pojechaliśmy to Rio Arenal. Miejsce, nad które udało nam się dojechać do samej rzeki było w rejonie wielu prywatnych posiadłości - głównie pola z uprawami ananasów lub pastwiska dla bydła. W Kostaryce bywa ciężko podjechać do samej rzeki, wiele z nich płynie przez tereny prywatne, często dostęp jest uniemożliwiony ciągnącymi się ogrodzeniami. Najlepiej jest szukać drogi, dobrze jak będzie to droga szutrowa i jechać nią aż trafi się na jakiś most. W takich miejscach zazwyczaj jest możliwość wejścia do wody i tym razem również tak było. Co prawda most był zniszczony, zamknięty i prowadził do prywatnej posesji ale była możliwość zaparkowania i zejścia bezpośrednio do rzeki.
Niestety ten odcinek rzeki nie wzbudził we mnie ani zainteresowania, ani zaufania co do wody - widać było sporo osadów, kamienie porośnięte dziwnym glonem do tego w niektórych miejscach ubijała się niezbyt zachęcająca piana na powierzchni wody. Poszedłem kawałek dalej i trafiłem na miejsce w którym wrzucano do rzeki jakieś betony po rozbiórce, widać było ślady jakiegoś sprzętu na gąsienicach - prawdopodobnie pozyskiwano w rzece kruszec a pozbywano się przy okazji gruzu.
Made znalazł jakieś miejsce w którym na chwilę obserwował ryby a ja zrezygnowałem i jedynie z brzegu nakręciłem kijanki



Tego dnia wróciliśmy również na kąpielisko El Salto w rzece Fortuna. Tym razem wyposażeni w maski, rurki, kamery i browary zaplanowaliśmy dłuższy pobyt w tym miejscu. 
Wszystko zaczynało się pod mostem, tuż pod małym wodospadem, gdzie wytworzył się jak by "basen" o głębokości +/- 2m z dnem pozbawionym większych kamieni pokrytym żwirem z piaskiem - idealne miejsce w którym można było nawet popływać. Dalej rzeka wypłycała się i nurt stanowczo przyspieszał znikając w dosyć gęstym lesie. Brzegi rzeki to głównie skały, czasami nawet bardzo spore ściany skalne a w innych miejscach częściowo wypłukane, gęste korzenie drzew przeplatające się wśród sporych otoczaków. 
Nie pamiętam czy Kobuz mierzył parametry wody ale nie należała do najcieplejszych jakie spotykaliśmy w Kosta ale za to nadrabiała przejrzystością - czasami nawet wydawała się lekko błękitna.
Pielęgnice jakie tam spotkałem to głównie Tomocichla tuba, Neetroplus nematopus, Cribroheros alfari ale zdarzały się też pojedyńcze młode dovii. 


Baaardzo pozytywne miejsce, można wypocząć, schłodzić się, popływać a najważniejsze podglądać fajne ryby Smile

Później to w zasadzie nie pamiętam co robiliśmy, wiem, że jeszcze była szybka wycieczka po mieście i kupowanie pamiątek - może chłopaki mają coś więcej bo ja nawet żadnej foty już nie mam z tego dnia - chyba już żyłem kolejnym dniem i wyjazdem nad ocean Heart
Ja też nie mam z tego dnia zbyt wielu zdjęć, a już na pewno nie mam się czm chwalić spod wody po ujęciach Filasa. Natomiast mam film "nadwodny" z wodospadu El Salto, z resztą zobaczcie sami:



Podczas gdy 99% osób na kąpielisku podziwiało popisy miejscowych, nas zaskoczył nieco inny widok: kąsacze (albo młode Brycon costaricensis, albo Astyanax sp.) skaczące w górę wodospadu! Nagranie z dość daleka i być może trzeba wytężyć wzrok, ale pewnie zauważycie, że nie wszystkie skoki są udane. Tak czy siak fakt że tak małe ryby dają radę rwącej wodzie jest niesamowity.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9