26-03-2020, 21:42 PM
26-03-2020, 21:44 PM
26-03-2020, 22:30 PM
I dużo ... naprawdę dużo browara nad wodę
Wtedy sukces gwarantowany
Utopić nie ma się gdzie wiec piwo jak najbardziej wskazane.
A co do sprzętu. To myśle ze Filip napisze w końcu wnioski jakie wyciągnął z GoPro7 Hero. Zreszta ja na pewno poprę jego wnioski w 100%
Wtedy sukces gwarantowany
Utopić nie ma się gdzie wiec piwo jak najbardziej wskazane.
A co do sprzętu. To myśle ze Filip napisze w końcu wnioski jakie wyciągnął z GoPro7 Hero. Zreszta ja na pewno poprę jego wnioski w 100%
26-03-2020, 22:59 PM
Z Ojcem to zawsze jakiś problem, jak nie kolec w stópkę wejdzie, to se plecki spali .
26-03-2020, 23:16 PM
A co z ta kamerka Go Pro jest nie tak?Mam 5 ,ale nie uzywam i lezy .
26-03-2020, 23:24 PM
GoPro 5 hero jest super!!!
GoPro 7 hero jest do dupy ... ale o tym w krutce
GoPro 7 hero jest do dupy ... ale o tym w krutce
27-03-2020, 01:12 AM
@ wszyscy z wyprawy, bardzo podoba mi się Wasze poczucie humoru
27-03-2020, 11:10 AM
Sloma - taki właśnie miałem zamysł, najpierw robiłem zdjęcie konkretnego miejsca rzeki i dokładnie w tym miejscu dawałem nura z kamerką. Sama rzeka często wydawała się mało interesująca i rybna, dopiero w konkretnych miejscach okazywało się, że tętni życiem to nauczyło nas szybko weryfikować widziane po drodze rzeki, może komuś w przyszłości przyda się ta lekcja
gustawksp - moje doświadczenia z wyjazdu https://cichlidae.pl/showthread.php?tid=...#pid159003
Zapraszam do dyskusji może ktoś ma inne rozwiązania i doświadczenia
.
gustawksp - moje doświadczenia z wyjazdu https://cichlidae.pl/showthread.php?tid=...#pid159003
Zapraszam do dyskusji może ktoś ma inne rozwiązania i doświadczenia
.
28-03-2020, 04:54 AM
No to faktycznie kicha z tymi nowymi kamerkami.Niby powinny byc lepsze ,czlowiek sie wyzyluje aby ja kupic i tak cie zrobia w chuja.Ach ten swiat zszedl na psy totalnie.Przepraszam wszystkie psy ,bo one nic z tym wspolnego nie maja.
28-03-2020, 14:13 PM
Zanim będę kontynuował naszą opowieść, wspomnę o paru zwierzakach, które spotkaliśmy nad Morzem Karaibskim, a o którym chopaki zapomnieli wspomnieć.
Wracając do domku 4 marca, zatrzymaliśmy nad kolejną rzeką, ostatnią tego dnia, żeby sprawdzić czy nadaje się do pływania. O ile sam ciek interesujący nie był, to po drugiej stronie w koronach drzew zauważyliśmy (już nie pamiętam kto pierwszy), parę cieni. I ja okazało się, były to wyjce – te wyjce, które budziły nas codziennie około 4-5 rano, ale których dotąd w całej okazałości nie mieliśmy okazji zobaczyć. Dzięki temu, że Filas zaskoczył nas wszystkich niesamowitą zdolnością do języków - zwłaszcza małpiego - całe stado zbudziło się i zwróciło w naszą stronę. Zrobiłem parę zdjęć, ale dopiero w domu zobaczyłem, co znalazło się na jednym z nich.
[attachment=38550]
Poza tym, w Cahuita mieliśmy ciekawe sąsiedztwo. Ktoś z sąsiedniego domku wyrzucał codziennie niezjedzone owoce przez płot, toteż codziennie odwiedzały nas aguti (mniejszy kuzyn kapibary)
[attachment=38551]
[attachment=38552]
A także hydra. Wróć, trzy czakalaki (tak to prawdziwa nazwa tych ptaków)
[attachment=38553]
I nie możemy zapomnieć o najbardziej urokliwej sąsiadce, czyli samicy kolibra siedzącej na jajkach
[attachment=38554]
A teraz kontynuujemy opowieść.
5.03
Tego dnia opuszczaliśmy Cahuitę oraz Morze Karaibskie, by ruszyć w stronę centrum kraju. Poprzedniej nocy spędziliśmy sporo czasu na znalezienie domku w okolicy miejscowości La Fortuna. Było trudniej, niż się spodziewałem, ale też nie przejrzałem strony airbnb, a może był to błąd. Cóż, na takich wycieczkach człowiek ciągle się uczy i jest mądrzejszy następnym razem.
Właściciel domku w Cahuita pozwolił nam zostawić Toyotkę na podjeździe do czasu przybycia następnych klientów, więc przed 200-kilometrową drogą postanowiliśmy odwiedzić w końcu Park Narodowy Cahuita. Jest to, jak można się spodziewać, nadmorski park, w którym, w dobrą pogodę, można nurkować na rafie koralowej. Niestety przez wszystkie dni naszego pobytu woda była wzburzona, więc został nam "tylko" spacer.
Ale spacer na prawdę przyjemny. Szum morza z jednej strony, z drugiej gęste zarośla pełne zwierząt.
[attachment=38556]
Leniwce trójpalczaste
[attachment=38557]
[attachment=38558]
Motyli było sporo. Najpiękniejsze, zniewalająco błękitne Morpho były w ciągłym ruchu i praktyczne nie do uchwycenia
[attachment=38559]
[attachment=38560]
[attachment=38561]
Samiec bazyliszka zwyczajnego
[attachment=38562]
I samica b. płatkogłowego
[attachment=38563]
Las nad morzem
[attachment=38564]
Po drodze spotkałem też znajome twarze
[attachment=38565]
I nie tylko
[attachment=38566]
[attachment=38567]
Ładnie śpiewająca chronka (?)
[attachment=38568]
Bardzo chciałem zobaczyć żararakę. To jadowity wąż, ale znaleźć go w gęstwinie liści rzucających różnorodne cienie nie było szans. Przypuszczam, że prędzej trafi się na niego wtedy, kiedy bardzo nie chciałoby się go spotkać Musiałem zadowolić się wersją papierową.
[attachment=38569]
Trafiliśmy nad ujście rzeki, gdzie ponoć mieszkały krokodyle. Niestety żadnego nie widzieliśmy, natomiast w samej wodzie było pełno molinezji, na które polowały jakieś belonowate.
[attachment=38570]
Na drzewie nad tym ujściem spały sobie małe nietoperze.
[attachment=38571]
[attachment=38572]
Kiedyś wydobywano tu ropę naftową. Na szczęście na niewielką skalę.
[attachment=38573]
Czarne wody w Ameryce Środkowej! I to w dodatku słonawe
[attachment=38592]
W końcu trzeba było zacząć wracać. Mieliśmy przed sobą sporo jazdy. Jednak idąc niby tą samą ścieżką w takim miejscu można zobaczyć zupełnie nowe rzeczy. Np. stado kapucynek. I to w towarzystwie leniwca dwupalczastego.
[attachment=38575]
[attachment=38576]
W końcu, nie bez żalu pożegnaliśmy Karaiby i ruszyliśmy w drogę.
[attachment=38577]
Około 1/3 do połowy trasy jechaliśmy tą samą drogą. Więc mogliśmy dalej podziwiać niesamowite ciężarówki ciągnące między San Jose a portem w Limon
[attachment=38578]
Jak i piękne, stare Toyoty (i nie tylko; w Kostaryce popularne są też stare Hondy oraz Nissany). Tu pierwotny Land Cruiser w stanie igła
[attachment=38579]
Wyjeżdżaliśmy z królestwa bananów...
[attachment=38580]
...by trafić na obszar, gdzie przoduje hodowla bydła. Patrząc na zmianę wielkości fincas (farm) i jakości domów - mięso daje lepszy zysk.
[attachment=38581]
Po zjeździe na Puerto Viejo de Sarapiqui liczba samochodów, a przede wszystkim ciężarówek, drastycznie spadła. Ale i tak komuś strasznie się śpieszyło na kolację albo mecz.
[attachment=38582]
I tu zawaliłem koncertowo - chwilę przed zrobieniem zdjęcia po tym przejściu dla zwierząt (to ten most linowy) przechodziła małpa. Cóż, musicie mi uwierzyć na słowo.
[attachment=38583]
Ale nie tylko ja miałem obniżoną koncentrację.
[attachment=38584]
W końcu, pokonawszy 200 kilosów po coraz to lepszych drogach, zobaczyliśmy jegomość Wulkan Arenal. Wtedy wiedzieliśmy, że blisko do celu.
[attachment=38585]
Trzeba było widzieć nasze miny, gdy dotarliśmy na miejsce - nasza "willa" znajdowała się w centrum wsi. Jednak w nocy (a dojechaliśmy chyba o 18) wszystko wygląda gorzej. Okolica okazała się nie tylko przesympatyczna, ale i pełna ptactwa, którego w centrum turystycznej miejscowości, czyli La Fortuna, pewnie byśmy nie zobaczyli.
Wracając do domku 4 marca, zatrzymaliśmy nad kolejną rzeką, ostatnią tego dnia, żeby sprawdzić czy nadaje się do pływania. O ile sam ciek interesujący nie był, to po drugiej stronie w koronach drzew zauważyliśmy (już nie pamiętam kto pierwszy), parę cieni. I ja okazało się, były to wyjce – te wyjce, które budziły nas codziennie około 4-5 rano, ale których dotąd w całej okazałości nie mieliśmy okazji zobaczyć. Dzięki temu, że Filas zaskoczył nas wszystkich niesamowitą zdolnością do języków - zwłaszcza małpiego - całe stado zbudziło się i zwróciło w naszą stronę. Zrobiłem parę zdjęć, ale dopiero w domu zobaczyłem, co znalazło się na jednym z nich.
[attachment=38550]
Poza tym, w Cahuita mieliśmy ciekawe sąsiedztwo. Ktoś z sąsiedniego domku wyrzucał codziennie niezjedzone owoce przez płot, toteż codziennie odwiedzały nas aguti (mniejszy kuzyn kapibary)
[attachment=38551]
[attachment=38552]
A także hydra. Wróć, trzy czakalaki (tak to prawdziwa nazwa tych ptaków)
[attachment=38553]
I nie możemy zapomnieć o najbardziej urokliwej sąsiadce, czyli samicy kolibra siedzącej na jajkach
[attachment=38554]
A teraz kontynuujemy opowieść.
5.03
Tego dnia opuszczaliśmy Cahuitę oraz Morze Karaibskie, by ruszyć w stronę centrum kraju. Poprzedniej nocy spędziliśmy sporo czasu na znalezienie domku w okolicy miejscowości La Fortuna. Było trudniej, niż się spodziewałem, ale też nie przejrzałem strony airbnb, a może był to błąd. Cóż, na takich wycieczkach człowiek ciągle się uczy i jest mądrzejszy następnym razem.
Właściciel domku w Cahuita pozwolił nam zostawić Toyotkę na podjeździe do czasu przybycia następnych klientów, więc przed 200-kilometrową drogą postanowiliśmy odwiedzić w końcu Park Narodowy Cahuita. Jest to, jak można się spodziewać, nadmorski park, w którym, w dobrą pogodę, można nurkować na rafie koralowej. Niestety przez wszystkie dni naszego pobytu woda była wzburzona, więc został nam "tylko" spacer.
Ale spacer na prawdę przyjemny. Szum morza z jednej strony, z drugiej gęste zarośla pełne zwierząt.
[attachment=38556]
Leniwce trójpalczaste
[attachment=38557]
[attachment=38558]
Motyli było sporo. Najpiękniejsze, zniewalająco błękitne Morpho były w ciągłym ruchu i praktyczne nie do uchwycenia
[attachment=38559]
[attachment=38560]
[attachment=38561]
Samiec bazyliszka zwyczajnego
[attachment=38562]
I samica b. płatkogłowego
[attachment=38563]
Las nad morzem
[attachment=38564]
Po drodze spotkałem też znajome twarze
[attachment=38565]
I nie tylko
[attachment=38566]
[attachment=38567]
Ładnie śpiewająca chronka (?)
[attachment=38568]
Bardzo chciałem zobaczyć żararakę. To jadowity wąż, ale znaleźć go w gęstwinie liści rzucających różnorodne cienie nie było szans. Przypuszczam, że prędzej trafi się na niego wtedy, kiedy bardzo nie chciałoby się go spotkać Musiałem zadowolić się wersją papierową.
[attachment=38569]
Trafiliśmy nad ujście rzeki, gdzie ponoć mieszkały krokodyle. Niestety żadnego nie widzieliśmy, natomiast w samej wodzie było pełno molinezji, na które polowały jakieś belonowate.
[attachment=38570]
Na drzewie nad tym ujściem spały sobie małe nietoperze.
[attachment=38571]
[attachment=38572]
Kiedyś wydobywano tu ropę naftową. Na szczęście na niewielką skalę.
[attachment=38573]
Czarne wody w Ameryce Środkowej! I to w dodatku słonawe
[attachment=38592]
W końcu trzeba było zacząć wracać. Mieliśmy przed sobą sporo jazdy. Jednak idąc niby tą samą ścieżką w takim miejscu można zobaczyć zupełnie nowe rzeczy. Np. stado kapucynek. I to w towarzystwie leniwca dwupalczastego.
[attachment=38575]
[attachment=38576]
W końcu, nie bez żalu pożegnaliśmy Karaiby i ruszyliśmy w drogę.
[attachment=38577]
Około 1/3 do połowy trasy jechaliśmy tą samą drogą. Więc mogliśmy dalej podziwiać niesamowite ciężarówki ciągnące między San Jose a portem w Limon
[attachment=38578]
Jak i piękne, stare Toyoty (i nie tylko; w Kostaryce popularne są też stare Hondy oraz Nissany). Tu pierwotny Land Cruiser w stanie igła
[attachment=38579]
Wyjeżdżaliśmy z królestwa bananów...
[attachment=38580]
...by trafić na obszar, gdzie przoduje hodowla bydła. Patrząc na zmianę wielkości fincas (farm) i jakości domów - mięso daje lepszy zysk.
[attachment=38581]
Po zjeździe na Puerto Viejo de Sarapiqui liczba samochodów, a przede wszystkim ciężarówek, drastycznie spadła. Ale i tak komuś strasznie się śpieszyło na kolację albo mecz.
[attachment=38582]
I tu zawaliłem koncertowo - chwilę przed zrobieniem zdjęcia po tym przejściu dla zwierząt (to ten most linowy) przechodziła małpa. Cóż, musicie mi uwierzyć na słowo.
[attachment=38583]
Ale nie tylko ja miałem obniżoną koncentrację.
[attachment=38584]
W końcu, pokonawszy 200 kilosów po coraz to lepszych drogach, zobaczyliśmy jegomość Wulkan Arenal. Wtedy wiedzieliśmy, że blisko do celu.
[attachment=38585]
Trzeba było widzieć nasze miny, gdy dotarliśmy na miejsce - nasza "willa" znajdowała się w centrum wsi. Jednak w nocy (a dojechaliśmy chyba o 18) wszystko wygląda gorzej. Okolica okazała się nie tylko przesympatyczna, ale i pełna ptactwa, którego w centrum turystycznej miejscowości, czyli La Fortuna, pewnie byśmy nie zobaczyli.