No to teraz przyszedł czas mojej spowiedzi
Swoje pierwsze pielęgnice pamiętam jak dzisiaj, mimo, że miałem wtedy może z 10. Akwarium posiadałem już jakiś czas i ciągle przewijał się przez nie szereg popularniejszych rybek - każdy z nas wie, jak to wygląda na początku...
Pewnego razu współpracownik mojego ojca (również posiadający akwarium) rozwożąc towar po województwie przywiózł od jakiegoś klienta całą gromadkę niezidentyfikowanego narybku, twierdząc, że to jakieś "pielęgnice". Rybki miały z 0,5-1 cm i były dla mnie całkowitą zagadką.
Myślę, że moja miłość do pielęgnic zaczęła się już wtedy, gdy z zafascynowaniem obserwowałem jak maleńka rybka z trudem, ale i wielkim zapałem, pożera larwę ochotki o niemal takiej samej długości co ona sama. Było to tak dawno, a ja wciąż idealnie pamiętam ten widok
Z niecierpliwością czekałem, aż ryby podrosną, żeby je zidentyfikować, ale bardzo długo nie byłem pewny, co do gatunku. Kto posiadał (świetną, swoją drogą) książkę śp. Stefana Kornobisa "Słodkowodne ryby akwariowe" ten wie, że ciężko porównać młodą pielęgnicę do czarno-białych rycin (choć i tak są całkiem niezłe). Mimo to, po dłuższym czasie, byłem niemal pewny, że posiadam młode pielęgnice niebieskołuskie (wtedy jeszcze
Cichlasoma octofasciata).
Część ryb z czasem oczywiście padła, resztę oddałem znajomemu, a sobie zostawiłem parę, która żyła u mnie kilka ładnych lat (może z 5). Teraz ze zgrozą myślę o tym, że ryby, które potrafią osiągnąć 25 cm u mnie nigdy nie przekroczyły 15 (a może i jeszcze mnie?!) i przez tyle lat męczyły się w 30 litrowym akwarium... To straszne i egoistyczne, ale to właśnie dzięki tym rybom ja mogłem wkroczyć na drogę pasji, która trwa już 15 lat i prawdopodobnie będzie towarzyszyła mi do końca życia - przynajmniej taką mam nadzieję
Jestem im za to bardzo wdzięczny, choć one same nigdy nie miały wyboru, by uniknąć tego "męczeństwa" - a pewnie by tak zrobiły...
To tyle. Eh aż się łezka w oku kręci