Przykład z życia.
Tarnów, początek lat 80, mały pokuj w bloku wypełniony akwariami a w nim 3 osoby i gospodarz. Pompka napowietrzająca intensywnie tłoczy powietrze do akwari, ryby tryskają zdrowiem. Słychać szum wody i nasze podniecone rozmowy o pięknych skalarach gospodarza. W powietrzu unoszą się kłęby dymu papierosowego bo każdy palił „sporty” (wyjątkowo śmierdzące papierosy).
Za ściany sąsiadka tłucze się i prosi o ciszę i zaprzestanie palenia bo śmierdzi. My rechoczemy a potem zapada cisza bo widzimy nietypowe zachowują się ryby. Gwałtowne skoki, koziołkowanie, przyjmowanie nietypowej pozycji ciała. Ewidentne zatrucie. Wietrzenie pokoju, podmiana wody.
Za tydzień ponowna wizyta. Tym razem bez palenia. Ryby zachowują się normalnie.
Jest taka książeczka W. Łukjaniejko „Toksygologia ryb” z 1978 r. Opisano w niej badania nad zatruciami wywołanymi różnymi substancjami, miedzy innymi dymu tytoniowego. By wywołać zatrucie, umieszczano obok natleniacza, zapalony papieros, otwarta butelkę rozcieńczalnika do farb, klej butapren itp.
Taka dygresja z lat 70 odnośnie śmierdzących „sportów”. Do mojej szkoły przyjechał dziennikarz i podróżnik R. Kapuściński. Opowiadał nam o swoich podróżach. W jednym z miast Ameryki Południowej spotkał się w restauracji z polonusami. Jako rodak przybyły prosto z ojczyzny poczęstował „sportami”. W pewnym momencie goście siedzący przy innych stolikach zaczęli się na nich dwuznacznie oglądać. W końcu przyszedł kelner i grzecznie poprosił by opuścili lokal bo palić narkotyków u nich nie można.