galimedes, jak chcesz się spotkać przy kufelku piwa to sobie daruj, my już weszliśmy na wyższy level i przy jednym kufelku to bez sensu się fatygować
A wracając to tematu...
...dzisiaj to już wszyscy się bili o to kto ma zacząć post o naszych dalszych perypetiach
Dlatego wyjątkowo ja zacznę.
04.03.2020
Kolejny dzień jak co dzień, wiecie, początek marca, wstajesz 5 rano bo już ptaki napierdzielają a wyjce na drzewach zdarły sobie struny głosowe, na dworze 26 stopni, generalnie taka normalka, przeciągasz się ale paraliżuje ciebie spalona skóra na plecach i niestety coś trzeba z tym zrobić. Ale co, sam nie ogarniesz więc trzeba zęby zacisnąć i pogodzić się z sytuacją
Po grze wstępnej na szczęście nic nie nastąpiło więc przeszliśmy do dalszego planu dnia - Łojciec zarezerwował sobie stanowisko kucharza więc zaczynał się jego taniec w kuchni, ja żeby tego nie oglądać szybciutko z Kobuzem pojechaliśmy po pieczywko - niestety jedyny sklep w wiosce zamknięty, wszystko kupiliśmy dzień prędzej ale pieczywko wiadomo musi być świeże a tu klops, nima
Po kilku rundach po wiosce znaleźliśmy piekarnię, otwierała się o 7 i oferowała dosłownie kilka produktów więc na całe szczęście nasza nadgorliwość i wczesna pobudka okazały się trafione.
Przy okazji obserwowaliśmy jak miejscowi podrzucają swoje pociechy do szkoły, mnie osobiście bardzo spodobał się transport rowerowy - matka rzeźbi łydkę a dzieciak siedzi bokiem na ramie albo na desce dorobionej - proste, ekologiczne, mało awaryjne i zdrowe
Po śniadanku oczywiście kolejny wyjazd nad rzeczkę, Kobuz był pilotem i poprowadził nas do rzeki Niney gdzie spędziliśmy kilka godzinek. Łojcu jakoś opadły chęci kładzenia się w wodzie i podglądania ryboli więc z automatu przejął rolę ochroniarza naszego samochodu, co prawda więcej się rozglądał za motylkami to jednak mogliśmy swobodniej oddalać się od pojazdu.
O samej rzece zrobię osobny post, pewnie jak dokończę browara co go teraz sączę
Po powrocie z Niney rozsiedliśmy się dupskami w knajpie gdzie serwowali głównie mięcho, takie grillowane ale też takie pod nazwą "smoked" czyli wędzone. Osobiście zdecydowałem się na smoked i muszę przyznać, że było smacznie...
Rozleniwieni obiadkiem pomaszerowaliśmy do naszego skromnego domku (klima, jacuzzi, 3 łazienki.... taka tam wiecie kuźwa szopka) i w zasadzie nie było planu na dalszą część dnia ale ja oczywiście miałem mało i rzuciłem hasło idę nad morze Karaibskie! Tylko Kobuz podjął temat, Made już siedział w laptopie i wstawiał na wyścigi fotki na FB a Łojciec nie wiedzieć czemu kolejny raz układał siano na tapczanie - on to lubił robić - liczył, układał, segregował - takie hobby na wyjeździe
Tym czasem ja z Kobuzikiem poszliśmy na teren Parku i spacerkiem pokonaliśmy dosyć spory odcinek plażą, taka tam plaża jak plaża, trochę inna niż w Mielnie ale jednak tylko plaża
Potem kąpiel, bo to przecież nie tylko frajda ale obowiązek w takim miejscu.
Po kąpieli już niby koniec, zaczęliśmy się snuć z powrotem w kierunku wioski a tu nagle taka całkiem normalna, codzienna sytuacja - kurka szop, których jest kilkanaście w tym parku postanowił, że poczęstuje się czymś co durni ludzie przynieśli i bez żadnej krępacji chwycił siatkę zostawioną przez turystów obok rzeczy i ... wtedy stało się coś czego nie zapomnę! Kurcze Kobuz!!! - nasz admin, rzucił się niczym szczupak i zaczął się szarpać z szopem o tą siatkę... przez moment zdębiałem bo prędzej spodziewał bym się Pameli Anderson na plaży niż takiej akcji z Kobuzem... Zanim ogarnąłem kamerkę to już było po bijatyce - szop porwał z siatki czipsy a Kobuzowi zostawił resztę
(trzeba się przyjrzeć to po prawej obok Kobuza widać szopa
)
Jak już miałem odpaloną kamerkę to pobiegłem za złodziejem i okazało się, że to miłośnik czipsów - w krzakach było już kilka paczek pustych a on spokojnie nie przejmując się moją obecnością rozkoszował się nową zdobyczą
W powrotnej drodze nie dotrzymałem tępa naszemu adminowi, który chyba w amoku po przebytej walce z szopem gnał ślepo do przodu a ja daleko z tyłu zostałem wynagrodzony czymś wyjątkowym. Nie chodzi tutaj o małpki, które całkiem blisko uskuteczniały jakąś kłótnię rodzinną
tylko o gościa z listy, na której po za rybami do zobaczenia były tukan i leniwiec.
O ile tukana już udało się z daleka dojrzeć to ten drugi po prostu pokazał mi się na drzewie tuż przy morzu wisząc całkiem nisko
Niby nic, niby tylko zwyczajny zwierzak, których tam jest sporo ale w kilka jeszcze osób staliśmy i patrzeliśmy jak wryci jak on się... ...nie rusza
coś kurcze pięknego, nieruchome zwierze a jaka sensacja
Nie wiem co sobie myśleli inni ale ja tak stałem, stałem, stałem i sobie mówię - ale zajebioza, ale żeby chociaż drgnął, delikatnie czymś ruszył, bo niby chciałem go zobaczyć i zobaczyłem ale wiadomo, apetyt rośnie więc czekam co dalej - no i stało się - ruszył delikatnie jedną nogą !!! Teraz już w pełni usatysfakcjonowany ruszyłem dalej
Potem to już tylko sama męczarnia w domku, piwo, piwo, piwo....... piwo, jacuzzi, piwo... piwo, piwo itd. normalnie męczyliśmy się tak do nocy jak to bywa w typowy, marcowy wieczór na tarasie