W poniedziałek dopadł mnie blisko 23-godzinny brak prądu. Nie martwiłem się o żadne ryby, poza małymi nanoluteusami. W międzyczasie prewencyjnie wyczyściłem filtr, którego nie ruszałem już miesiąc.
No i co? Dziś rano patrzę, a miniżółtki całe i zdrowe; co więcej, wczorajsze czyszczenie gąbki rozrzuciło po akwarium sporo detrytusu, co pozwala mi na obserwację dokładnie tego co w naturze - rodzice rozgarniają co jakiś czas te zastoiska, a młode "taplają" się w takiej chmurce poszukując jadalnych cząstek.
Co więcej, zorientowałem się dzisiaj, że para "kształtuje" sobie pozostałą kępkę mchu. Bynajmniej jej nie rozwalają, z resztą sami zobaczcie:
Wykarczowały sobie go od dołu, żeby ułatwić sobie przepływanie od jednego wejścia do kryjówki do drugiego, wskutek czego powstał całkiem równy krzaczek. Słowem - ryby są lepszymi aquascaperami niż ja. : D Oczywiście cały czas nanoszą poprawki, bo jak to roślinniarze nigdy nie są zadowoleni z wyniku prac.