Hmmm, nawet nie macie pojęcia jakie nugusy są z tych moim ziomków - żaden nie ma nagle weny żeby coś naskrobać dla Was
Że nagle nie pamiętają, nie mają siły... i takie tam pierdoły
Dobra, zaczynamy...
6.03
Pierwsza noc w nowym miejscu, nie było łatwo, miałem pokój z Łojcem, który chrapał jak prawdziwy niedźwiedź co dało mi do zrozumienia, że za mało wypiłem i sen był zbyt słaby
Kolejne wieczory starałem się naprawić ten błąd ale i tak nie był łatwo. Tutaj jednak coś mi się przypomniało z poprzedniego dnia:
Wieczorkiem jak już leżeliśmy w łóżeczkach i jakieś tam uskutecznialiśmy durne pogaduchy to Łojciec wspominał, że jesteśmy w rejonie narażonym na trzęsienia ziemi, które w jakiejś tam małej skali mogą się zdarzyć - no ok, wysłuchałem poszedłem spać.
Wcześnie rano obudziły mnie koguty, nie wiem ile ich tam było ale chyba więcej niż kur i nadzierały się jak poje.... bo w takim deficycie panienek każdy chciał zaimponować - tak na moje oko to zaczynały już po 4 w nocy...
Budzę się, coś tam łażę po chacie, hałasuję i całkiem przypadkowo obudziłem resztę
. Nagle Łojciec z małym podnieceniem na mordce pyta mi się czy czułem w nocy jakieś wstrząsy? Mówię sobie o co kaman, śniło mu się, że w kopalni go zasypało czy co? Ale słucham dalej a gość mówi, że czuł wyraźnie jak ruszało jego łóżkiem w nocy... no i teraz do mnie dotarło
- chrapał gnojek a ja żeby to przerwać szarpałem jego łóżko co dawało czasami pozytywne rezultaty - takie to właśnie zafundowałem Łojcu trzęsienia ziemi w Kostaryce
Dobra, teraz już polecimy po kolei dalej
Nie mając z czego zrobić sobie śniadania zamówiliśmy je u właściciela przybytku, zasiedliśmy rano przy stole, kolibry niczym wróble co jakiś czas podlatywały do palm stojących przy budynku i w sumie gdyby nie nadzierające się koguty w tle to czuł bym się jak w tropikach
. Po jakiejś chwili przyszła Pani i pięknie poukładała śniadaniowe dary dla Nas - było to typowe ichnie śniadanie
bardzo apetycznie podane a w tle na narożniku stołu ustawiła zadziwiająco piękny, prosty w budowie i niepsujący się ekspres do kawy
Osobiście nie jestem smakoszem kawy ale chłopaki cmokały z zachwytu.
Po śniadanku zwyczajne przegrupowanie i wyjechaliśmy (znowu Toyotą
) na wycieczkę pod wodospad na rzece Fortuna. Dojście do wodospadu to tylko 480 stopni w dół - w sumie pikuś, gdyby nie fakt, że potem trzeba wrócić
Ścieżka w pięknym otoczeniu, chłopaki pewnie wstawią jakieś foty bo ja teraz nie znalazłem ale wierzcie mi na słowo na prawdę pięknie - zbocze góry gęsto porośnięte lasem deszczowym -miodzio.
Na dole przywitał nas pracownik parku, popatrzył na mnie i mówi - Russia?
Nieeee to ja tyle schodów lecę, narażam kostki, a na dole gość wyzywa mnie od Ruska? Całe szczęście, że gościu chyba szybko załapał po mojej minie, że raczej nie Russia i wybronił się z sytuacji i mówi - Witamy serdecznie, mamy tutaj WIFI
No i od razu wszyscy zapomnieli o Russia, bo co może być lepszego od zajebistego wodospadu w dżungli i to jeszcze z dostępem do neta? Przecież od razu można się połączyć z drugą połówką i podnieść poziom zazdrości na maksa
"...wiesz kochanie co robisz? bo ja to stoje sobie przy jakimś wodospadzie i tak sobie myślę, ze zaraz do niego wskoczę bo jest dzisiaj wyjątkowo ciepło..."
Każdy oczywiście zaliczył kąpiel pod wodospadem żeby zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie
...ups, chyba nie ta fota
Po schłodzeniu się pod samym wodospadem dodatkowo zaliczyliśmy kąpiel w rzece tuż obok i ruszyliśmy ochoczo 480 stopni pod górę.
No dobra jedna atrakcja zaliczona, teraz czas coś zjeść - udało się zawitać do knajpki serwującej wszelakiego rodzaju steki, osobiście nie znam się na tym ale Made bardzo szybko wyjaśnił wszystkim co jest co bo to typ wyjątkowo mięso żerny - jakieś tam banany pieczone -bleee, ryż - bleee - tylko mięcho
Ale było pysznie.
Po obżarstwie czas zaspokoić potrzeby akwarystyczne - czyli kolejna rzeczka na naszej wyprawie - ale o tym opowiem w osobnym poście z filmami.
A wieczorkiem wiadomo - opowieści przy piwku, no dobra nie przy piwku...
...przy kilkunastu piwkach