05-08-2014, 12:48 PM
Witam.
Rzecz jest nie o chorobie a o zgonie samicy Managuańskiej odchowującej narybek. Od razu zaznaczam, że zawsze żyła zgodnie z samcem, zwłaszcza w kwestii obrony potomstwa ryby przykładnie współpracowały.
Wczoraj około godziny 20 obserwowałem akwarium gdy usłyszałem dźwięk jakby łamanego ołówka (chociaż trochę cichszy). Dobiegał ze strony samicy. Patrzę, wokół niej woda mocno zmętniała (wypłynęło osocze?), po chwili pojawiło się sporo krwi z gardła i skrzel.
W pierwszej chwili pomyślałem, że ryba nadziała się gardłem na jakiś ostry patyk, który przeszył jej gardło, ale po pierwsze nie mam takich cierni w zbiorniku, po drugie taki kolec pewnie przeszyłby jej serce i padłaby od razu.
Okazało się, że samicy jakimś cudem odszczepiła się/odłamała "kość" widoczna na zdjęciu. Na innym zdjęciu widać punkt jej pierwotnego przyczepienia w głębi jamy gębowej, ten czerwony punkt. Byłem w szoku, nic nie mogłem poradzić. Ryba była mocno osłabiona utratą sporej ilości krwi, do tego kiepsko jadała - tarło, opieka nad ikrą, później nad narybkiem, była naprawdę dzielna i zapewne głodna.
O dziwo po pół godziny jakby odzyskała siły i zaczęła doglądać młodych, podskubywać samca, przeganiać inne ryby. Ale kikut wystawał. Nie bardzo wierzyłem, że może z tym żyć, mimo że to Managuańska i twarda ryba z AC. Miała około 15-17cm. Samiec jakieś 22-24cm.
Dziś rano znalazłem ją martwą na dnie, wywiniętą jak na zdjęciu. Samiec nadal dzielnie opiekuje się młodymi ale kwestią czasu chyba jest ich wyżarcie przez sprytne i szybkie płaskoboki.
Kilka pytań do Was:
Co się u licha stało tej rybie? Czy mogła w coś uderzyć?
Jak nazywa się ta "kość"? Czy to jakiś element rybiego mostka? Nie znalazłem w sieci.
Co z młodymi? Chciałbym kilkanaście sztuk chociaż odchować. Odławiać do kotnika?
Foty:
Rzecz jest nie o chorobie a o zgonie samicy Managuańskiej odchowującej narybek. Od razu zaznaczam, że zawsze żyła zgodnie z samcem, zwłaszcza w kwestii obrony potomstwa ryby przykładnie współpracowały.
Wczoraj około godziny 20 obserwowałem akwarium gdy usłyszałem dźwięk jakby łamanego ołówka (chociaż trochę cichszy). Dobiegał ze strony samicy. Patrzę, wokół niej woda mocno zmętniała (wypłynęło osocze?), po chwili pojawiło się sporo krwi z gardła i skrzel.
W pierwszej chwili pomyślałem, że ryba nadziała się gardłem na jakiś ostry patyk, który przeszył jej gardło, ale po pierwsze nie mam takich cierni w zbiorniku, po drugie taki kolec pewnie przeszyłby jej serce i padłaby od razu.
Okazało się, że samicy jakimś cudem odszczepiła się/odłamała "kość" widoczna na zdjęciu. Na innym zdjęciu widać punkt jej pierwotnego przyczepienia w głębi jamy gębowej, ten czerwony punkt. Byłem w szoku, nic nie mogłem poradzić. Ryba była mocno osłabiona utratą sporej ilości krwi, do tego kiepsko jadała - tarło, opieka nad ikrą, później nad narybkiem, była naprawdę dzielna i zapewne głodna.
O dziwo po pół godziny jakby odzyskała siły i zaczęła doglądać młodych, podskubywać samca, przeganiać inne ryby. Ale kikut wystawał. Nie bardzo wierzyłem, że może z tym żyć, mimo że to Managuańska i twarda ryba z AC. Miała około 15-17cm. Samiec jakieś 22-24cm.
Dziś rano znalazłem ją martwą na dnie, wywiniętą jak na zdjęciu. Samiec nadal dzielnie opiekuje się młodymi ale kwestią czasu chyba jest ich wyżarcie przez sprytne i szybkie płaskoboki.
Kilka pytań do Was:
Co się u licha stało tej rybie? Czy mogła w coś uderzyć?
Jak nazywa się ta "kość"? Czy to jakiś element rybiego mostka? Nie znalazłem w sieci.
Co z młodymi? Chciałbym kilkanaście sztuk chociaż odchować. Odławiać do kotnika?
Foty:
Whiskey and women got my money, blues and devil got my soul...